poniedziałek, 23 czerwca 2014

# Wspomnienie ostatnie.






It’s funny how some distance makes everything seem small.”
                                                                                                                                                                                                                                                    
                                                                                                                                                                                                                                               - Let It Go




            Nie wiedziałaś po co tam biegniesz, ale byłaś pewna, że musisz to z nim wyjaśnić. Zapukałaś do odpowiednich drzwi, a on otworzył je cały w skowronkach. Chciał Cię przytulić, ale nie pozwoliłaś mu na to.
-Co się stało? - zapytał tak, jakby się martwił o Ciebie.
-Co się stało?! Jeszcze masz czelność pytać się mnie co się stało?! - wykrzyczałaś mu prosto w twarz. - Okłamałeś mnie, kiedy ja Ci zaufałam! Co chciałeś osiągnąć, do cholery?!
-Uspokój się i wyjaśnij mi o co Ci chodzi.
-Nie będę Ci nic wyjaśniać. Okłamałeś mnie, a ponoć tak bardzo mnie kochasz !
-Nie okłamałem Cię, nie wiem o co Ci chodzi. - starał się mówić bardzo spokojnie.
-Chociaż teraz mógłbyś powiedzieć prawdę, a nie dalej brnąć w to kłamstwo. Mikołaj nigdzie nie wyjechał, cały czas mieszka w mieszkaniu Elwiry, a Ty tak po prostu mnie okłamałeś ! - poczułaś jak w Twoich oczach gromadzą się łzy.
-Violu, posłuchaj, ja tyl..
-Nie Paul. Daruj sobie. Zaufałam Ci, a Ty miałeś czelność mnie okłamać, chociaż doskonale wiedziałeś co przeszłam w swoim życiu. Nie wybaczę Ci tego, rozumiesz ?!
Odwróciłaś się i wybiegłaś z bloku, w którym mieszkał. Nie zastanawiałaś się nawet czy biegnie za Tobą, bo miałaś to szczerze w nosie. Stracił w Twoich oczach tym pieprzonym kłamstwem w sprawie Mikołaja, który był dla Ciebie jak brat. Skłamał tylko po to, abyś zamieszkała w jego mieszkaniu. To zabolało Cię najbardziej.


Kilka miesięcy później...

            Starałaś się ułożyć sobie jakoś życie. Na dobre pogodziłaś się z matką, która wspierała Cię w podejmowanych przez siebie decyzjach. Cieszyłaś się z tego, bo brakowało Ci jej wsparcia w najtrudniejszych dla Ciebie chwilach. Urwałaś kontakt z niejakim Paulem Lotmanem i wyjechałaś. Wyjechałaś razem z Mikołajem, który był z Tobą bez względu na to czy tego chciałaś, czy nie. Zbliżyliście się do siebie. We Włoszech zamieszkaliście razem i to wszystko potoczyło się tak szybko. Może nie darzyłaś go takim uczuciem jakim on darzył Ciebie, ale to właśnie Mikołaj cały czas był przy Tobie. Przyzwyczaiłaś się do jego obecności, do tego, że po prostu jest przy Tobie i uznałaś, że tak będzie najlepiej. Wzięliście ślub, jedynie w towarzystwie świadków, w małym kościółku w Wenecji. Nie wyprawialiście przyjęcia weselnego, bo uznaliście, że nie ma to większego sensu. Zamiast tego Mikołaj zrobił Ci niespodziankę i już następnego dnia siedzieliście w samolocie i byliście w drodze do domu, do Waszego wspólnego domu.
            Na lotnisku dostrzegłaś wzrokiem Elwirę i nie czekając na swojego męża pobiegłaś do niej i od razu padłaś w jej ramiona. No cóż, stęskniłaś się za nią, nie potrafiłaś tego ukryć. Po niecałej godzinie drogi byliście pod blokiem, w którym jeszcze niecały rok temu i Ty mieszkałaś. Wchodzicie do środka i Elwira od razu zaprasza Was do stołu. Przecież nie byłaby sobą, gdyby nie przygotowała jakiegoś posiłku. Wzajemnie życzycie sobie smacznego i zajadacie się pysznym obiadem. Później siadacie wspólnie na salonowej kanapie.
-No to opowiadajcie jak tam Wam było w tych Włoszech. - zaśmiała się siadając na fotelu naprzeciw Was.
-No w sumie.. - posłałaś jej ciepły uśmiech. - W sumie to dużo zwiedziliśmy no i poza tym to nic ciekawego.
-Mikołaj, coś kręcicie ! - zaśmiała się i szturchnęła go łokciem.
-Nic nie kręcimy, ale będziemy już uciekać, mam rację, Violu?
-Tak, zdecydowanie. Ta podróż mnie wykończyła. - uśmiechnęłaś się i wstałaś.
Elwira odprowadziła Was do drzwi i pożegnała się z Wami. Kiedy dotarliście do mieszkania na zamkniętym osiedlu Mikołaj poinformował Cię, że to mieszkanie jest Waszą własnością, a Ty od razu rzuciłaś mu się na szyję. Cieszyłaś się z tego, bo to miało oznaczać, że wróciliście na stałe do Polski, do Rzeszowa. Zmęczeni niemal natychmiast położyliście się do łóżka i od razu zasnęliście.
            Po przebudzeniu zdziwiłaś się, że Mikołaja nie ma obok Ciebie. Niechętnie podniosłaś się z łóżka i przeszłaś do kuchni, gdzie znalazłaś kartkę, która Cię uspokoiła. Poranna toaleta, ubranie, poranna kawa i byłaś gotowa na podbój galerii. Po niecałych dwudziestu minutach spaceru byłaś na miejscu. Rozpoczęłaś swój maraton po sklepach z ubraniami, drogeriach i różnego rodzaju innych sklepach. Kiedy byłaś już na prawdę zmęczona udałaś się do pierwszej lepszej kawiarni, gdzie zamówiłaś ciastko i kawę mrożoną.
-Viola? - z rozmyśleń wyrwał Cię dobrze Ci znany głos, którego miałaś nadzieję więcej nie usłyszeć. Momentalnie odwróciłaś się w stronę, z której dochodził i już wiedziałaś, że nie myliłaś się. - Co tutaj robisz?
-Siedzę. - odparłaś z wyczuwalną ironią w głosie.
-Mogę się dosiąść? - posłał w Twoją stronę ciepły uśmiech. - Dawno nie rozmawialiśmy.
-Nie sądzisz, że nie mamy o czym rozmawiać? - nim skończyłaś swoje zdanie on już zdążył zamówić jakiś ciepły napój.
-Wyszłaś za mąż? - odpowiedział Ci pytaniem na pytanie widząc na Twoim palcu lśniącą, złotą obrączkę.
-Tak. Za kogoś, kto mnie nie okłamał tak jak Ty to zrobiłeś.
-Nie pozwoliłaś mi wyjaśnić, chciałem Cię tylko obronić.. - westchnął nie spuszczając z Ciebie wzroku.
-Jakoś nie udało Ci się to. Teraz osoba, przed którą, jak twierdzisz, chciałeś mnie ochronić, jest moim mężem. - wypaliłaś nie licząc się z tym czy go to zaboli. - Ale jak widzę, też nie próżnowałeś. Widzę, że znalazłeś sobie kogoś.
-Wiesz, że kochałem i kocham tylko Ciebie. - ujął Twoją dłoń w swoją.
-Daruj sobie. Sam to spieprzyłeś. I nawet nie próbuj się tłumaczyć. - wstałaś z krzesła, położyłaś pieniądze na blat i odeszłaś. - Żegnaj Paul.






~*~ 

Miało być inaczej, ale nie wyszło. Opowiadanie miało być dłuższe, ale nie wyszło. Wszystko przez ten cholerny brak czasu, jak widać po tym kiedy dodałam ostatni rozdział. Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Nie wiem jak mam Wam to wynagrodzić. 
Jako, że mam już "wakacje" od dobrych dwóch miesięcy postanowiłam napisać coś nowego, coś co będę publikować od lipca. Tymczasem zapraszam na zapoznanie się z bohaterami TUTAJ i proszę o wpisywanie się w zakładkę informowani. :)

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!




sobota, 29 marca 2014

# Wspomnienie dwudzieste pierwsze





Here I am, standing hopeless with no plan.”
                                                                                                                                - Imagine.




            Pogrzeb. Nie potrafisz opisać tego cholernego uczucia, które w tamtym momencie czułaś. No właśnie, a co tak naprawdę czułaś? Pustkę, żal i smutek. Cieszyłaś się jedynie z tego, że Amerykanin trwał przy Tobie w tym najtrudniejszym dla Ciebie dniu od momentu, kiedy opuściłaś szare mury więzienia. Na stypę się nie wybierasz. Przecież nie masz zamiaru siedzieć wśród zupełnie obcych twarzy, którzy będą Cię traktować jak jakiego wyrzutka rodziny. Żegnasz się z Filipem i jego żoną, po czym razem z Paulem wsiadasz do jego samochodu. Kilka kilometrów po wyjeździe z rodzinnego miasteczka opierasz głowę o szybę i zamykasz oczy. Byłaś bardzo zmęczona, bo przecież od czasu śmierci ojca nie przespałaś ani jednej całej nocy. Budziłaś się ze łzami w oczach, a wtedy od razu obok Ciebie pojawiał się Filip. Za to byłaś mu wdzięczna. Za to, że był przy Tobie w tych trudnych dla Ciebie chwilach.
-Violu, jesteśmy. - słyszysz cichy szept Lotmana i otwierasz oczy.
-Przepraszam, ja.. Przepraszam. - przecierasz oczy, a on tylko się uśmiecha do Ciebie i wysiada z samochodu, po czym otwiera drzwi od Twojej strony. - Ale przecież to nie jest mieszkanie Elwiry.
-Wiem. - pomaga Ci wysiąść z samochodu. - To jest moje mieszkanie i nie pozwolę Ci teraz być samej. Tutaj zawsze jest Rebecca i nie będziesz sama siedziała w mieszkaniu.
-Tam byłaby Elwira. - mruczysz pod nosem.
-Wyjechała do Berlina na jakąś konferencję, a Mikołaj pojechał w odwiedziny do swoich rodziców. - wchodzicie do środka, a tam od razu wita Was siostra przyjmującego. Wysilasz się na sztuczny uśmiech, a ona Cię przytula. Po chwili prowadzi Cię do Twojego pokoju. Tak dziwnie to brzmi, czyż nie? Dziękujesz jej skinieniem głowy i od razu siadasz na łóżku. Lotman kładzie przy szafie Twoją walizkę, po czym siada obok Ciebie.
-Jak będziesz czegoś potrzebować to jestem obok. - całuje Cię w czoło, podnosi się i wychodzi z pokoju. Kładziesz się na łóżku i momentalnie zamykają Ci się oczy.
           Kolejny dzień. Kolejny cholerny dzień, który znów sprawia, że na Twojej twarzy witają znów łzy. Nie masz nawet siły zwlekać się z łóżka, ale Rebecca dosłownie wymusza to na Tobie. Ubierasz się, robisz delikatny makijaż, aby zakryć podkrążone oczy, a po chwili siostra Twojego ukochanego wpada do Twojego pokoju i ciągnie Cię za dłoń.
-Gdzie idziemy? - pytasz niechętnie wsiadając do jej samochodu.
-Chcę abyś doradziła mi w kupnie sukienki. - westchnęła odpalając silnik.
-Wiesz, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie nadaję się do tego.
-Violu, daj spokój. Nie możesz się tak zamartwiać do końca życia. Musisz znów zacząć żyć, uśmiechać się. Przecież Twój ojciec nie chciałby, abyś się smuciła teraz.
Nie odpowiedziałaś. Nie miałaś ochoty dalej ciągnąć tej rozmowy. Nie byłaś jeszcze na to gotowa, bądź też nie chciałaś drążyć tematu. W głębi serca doskonale wiedziałaś, że siostra Lotmana miała rację, ale nie chciałaś jej tego przyznać. W rzeszowskiej galerii handlowej starałaś się pomóc siostrze siatkarza, ale nie bardzo Ci to wychodziło. Poinformowałaś ją, że idziesz do kawiarni i tam na nią będziesz czekać. Zamawiasz Cappuccino i kawałek tiramisu, po czym zajmujesz miejsce przy stoliku. Kiedy tylko kelnerka przynosi Ci zamówienie dziękujesz jej i zabierasz się za jedzenie.
-Tutaj jesteś. - naprzeciw Ciebie siada cholernie zmęczona Rebecca odstawiając torby z zakupami na jedno z wolnych krzeseł.
-Nie musisz mnie pilnować, nie jestem dzieckiem. - mruknęłaś pod nosem i podsunęłaś w jej stronę talerzyk wraz ze szklanką kawy. - Zjedz sobie sama, odechciało mi się.
Mówi coś w Twoją stronę, ale nie bardzo Cię to obchodzi. Wychodzisz z galerii i kierujesz się w stronę Podpromia, aby porozmawiać z Lotmanem. Kiedy dochodzisz na miejsce widzisz jak zawodnicy opuszczają już swój drugi dom i żegnają się.
-Paul! - krzyczysz kiedy widzisz, że on nawet nie patrzy w Twoją stronę.
-Viola? - dziwi się Twoją obecnością, ale szybkim krokiem podchodzi do Ciebie i całuje Cię w policzek. - Co tutaj robisz?
-Chciałam z Tobą porozmawiać. - wzdychasz spuszczając wzrok. - Ale nie tutaj.
-So, chodźmy na obiad. - uśmiecha się i obejmuje Cię w pasie.
            Wchodzicie do restauracji i zajmujecie jeden z wolnych stolików. Przeglądacie karty z daniami, a kiedy już jesteście zdecydowani na co macie ochotę składacie zamówienie oddając kelnerce karty.
-Co się stało? - pyta sięgając po szklankę z wodą.
-Ja tak nie mogę, Paul. - wzdychasz podnosząc wzrok na jego osobę. - Ja nie potrafię tak żyć wiedząc, że ktoś traktuje mnie jak małe dziecko.
-Ale czekaj, czeka. - przerywa Ci. - Możesz jaśniej?
-Traktujesz mnie jak małe dziecko, tak samo jak i Twoja siostra. Nie mogę mieszkać w mieszkaniu Elwiry, bo boisz się, że sobie coś zrobię. Nie mogę zostać sama w mieszkaniu, bo Rebecca boi się, że sobie coś zrobię. Nie jestem dzieckiem, do cholery. Nie musicie się o mnie martwić, bo nie jestem głupia. Przeżyłam w życiu więcej niż Ty i niż ona, potrafię sobie ze wszystkim poradzić. - mówisz na jednym tchu.
-Co mam przez to rozumieć?
-Paul, nie zrozum mnie źle. Nie chcę być uwięziona, chcę wreszcie poczuć co to znaczy wolność. Chcę być wolna, popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie chcę być pilnowana na każdym kroku, już raz to przeżyłam. Nie potrafię się dostosować do takiego życia, takie siedzenie i nic nie robienie nie jest dla mnie. Chcę wreszcie poczuć, że żyję, rozumiesz?
-Czy mam przez to rozum..
-Przepraszam, Paul. - weszłaś mu w słowo i wstałaś. - Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. - musnęłaś delikatnie jego policzek i kładąc dłoń na jego ramieniu odeszłaś.
Wyszłaś z restauracji i pierwsze co zrobiłaś to poszłaś na spacer, a nogi same skierowały Cię do mieszkania Twojej przyjaciółki. Weszłaś na odpowiednie piętro i zapukałaś do drzwi. Otworzył Ci Mikołaj.
-Violu! Jak się cieszę, że Cię widzę! - od razu porwał Cię w swoje ramiona i mocno przytulił.
-Już wróciłeś? - spytałaś nieco zaskoczona.
-Skąd miałem wrócić? - zdziwił się.
-Przecież pojechałeś w odwiedziny do swoich rodziców.
-Nie, coś musiało Ci się pomylić. Nigdzie nie byłem. - zaśmiał się i znów Cię przytulił, a Ty odsunęłaś się od niego i wybiegłaś z bloku.



~*~ 

Wiem, dodaję późno. Ale postaracie się mnie zrozumieć.. Miałam próbny egzamin zawodowy - musiałam się uczyć na niego. Do tego muszę poprawiać oceny, bo już niebawem kończę swoją edukację w szkole średniej i niestety w tej chwili mam strasznie mało czasu. Jednak jak tylko będę miała chwilkę to będę starała się coś tutaj dodawać. :)
Co do rozdziału.. Nie podoba mi się, jest dziwny, ale postarałam się go napisać. Jednak nie potrafię teraz stwierdzić kiedy dodam następny, mam nadzieję, że wkrótce. :)








Tak mnie coś wzięło na wspominanie cudownych wakacji i pomyślałam, że dodam kilka zdjęć z Niemiec. :)


Pozdrawiam, inaccessiblegirl



poniedziałek, 10 marca 2014

# Wspomnienie dwudzieste.




There's a big, big love in the air .”
                                                                                       - Big love




            Z samego rana od razu weszłaś do łazienki. Wzięłaś prysznic, aby się obudzić i od razu się ubrałaś. Spięłaś włosy w wysokiego kucyka i zeszłaś na dół. Przywitałaś się z ciotką, zabrałaś ze stołu jabłko i wyszłaś z rodzinnego domu. W drzwiach minęłaś się z matką, która była zaskoczona Twoim widokiem. Nie miałaś ochoty z nią rozmawiać, dlatego od razu podbiegłaś do podjeżdżającego samochodu. Wsiadłaś do środka i przywitałaś się z Filipem. W szpitalu byliście kilka minut przed godziną dziesiątą. Niemalże wbiegłaś do sali, w której znajdował się Twój ojciec. Usiadłaś na skraju łóżka i chwyciłaś jego dłoń.
-Tak bardzo Cię przepraszam. - szepnęłaś przysuwając jego dłoń ku swojej twarzy. - Tak bardzo Cię przepraszam, zawiodłam Cię. Jako jedyny wierzyłeś we mnie, a ja Ciebie zawiodłam. - otarłaś spływające po Twoich policzkach łzy.
-Kochanie.. - poczułaś jak zaciska Twoją dłoń i niemalże nie słyszałaś jego słów. - Nie zawiodłem się na Tobie.
-Tato, nie powinieneś się przemęczać, nie mów nic. - pogładziłaś jego policzek.
-Musisz wybaczyć mamie. Ona żałuje. Jesteś teraz tutaj więc mogę spokojnie odejść. Teraz wiem, że nie masz mi za złe tego, że Cię zostawiłem z tym wszystkim.
-Tato, nie mogłabym Cię nienawidzić. - pochyliłaś się nad nim i przytuliłaś się do niego.
-Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie na no..
-Filip! Panie doktorze ! - krzyczałaś, do czasu, kiedy w sali pojawił się lekarz.
Niemalże siłą wyciągnął Cię z sali Waszego ojca. Przyciągnął Cię ku sobie i mocno przytulił. Czułaś jak jego koszulka staje się z każdą chwilą bardziej mokra pod wpływem Twoich łez. Nie potrafiłaś przestać płakać, to było silniejsze od Ciebie.
-Przykro nam. - dotarły do Ciebie słowa wypowiedziane przez doktora.
Zaczęłaś krzyczeć nie mogąc w to uwierzyć, a dłońmi mimowolnie uderzałaś w klatkę piersiową Filipa. Miałaś świadomość, że dopiero odzyskałaś ojca, a już ponownie go straciłaś, tym razem na zawsze.
            Filip nie chciał Cię zostawiać samej, dlatego wbrew Twoim protestom zabrał Cię do swojego mieszkania, które wynajmował razem ze swoją ukochaną. Czułaś się co najmniej dziwnie wchodząc do ich hotelowego pokoju. Nie miałaś ochoty tam być, a tym bardziej nie chciałaś w takim momencie poznawać jego wybranki. Kiedy tylko weszliście do środka do Filipa od razu podbiegła dziewczynka.
-Tatusiu, a pobawisz się ze mną?
-Kochanie, chodź do mnie, tatuś pobawi się z Tobą później. - od razu zabrała ją i poszła do drugiego pokoju.
-Dlaczego? Dlaczego on musiał mnie teraz zostawić ?! - niemalże krzyknęłaś połykając łzy, które spływały po Twoim policzku.
-Vilu, dobrze wiesz, że to nie jest Twoja wina. - położył dłoń na Twoim ramieniu. - Nie wiemy dlaczego zachorował, nic nie wiemy. Nie było nas tutaj.
-Teraz, kiedy mogłam go odzyskać, on nas zostawił.
-Daj telefon, zadzwonię do Paula, żeby przyjechał po Ciebie.

*

            Nie odzywała się. Nie wiedziałeś co się z nią dzieje. Może i minęła zaledwie jedna noc, ale czułeś, że coś jest nie tak. Starałeś się skupiać swoje myśli na treningu, ale nie potrafiłeś. Po ostatnich zdaniach trenera opadłeś na płytę boiska i nie miałeś ochoty się podnosić.
-Lotman, nie zamartwiaj się. - Igła cały w skowronkach usiadł obok Ciebie. - Jak kocha to wróci.
-Żeby tu chodziło o to.. - westchnąłeś.
-Wal śmiało, chętnie wysłuchamy. - z drugiej strony momentalnie pojawił się Nowakowski, który był równie ciekawy, dlaczego byłeś taki struty od rana.
-Wyjechała do rodzinnego miasteczka. - westchnąłeś. - Jej ojciec jest chory.
-To co tutaj jeszcze robisz?
-Trenuję? - mruknąłeś pod nosem, podniosłeś się i ruszyłeś w stronę szatni.
Wziąłeś szybki prysznic, ubrałeś się i spakowałeś swoją torbę. Pożegnałeś się z klubowymi kolegami krótkim "Cześć" i wyszedłeś wyciągając z kieszeni kurtki telefon. Zobaczyłeś kilka nieodebranych połączeń, po czym przeczytałeś wiadomość tekstową. Zamarłeś na moment i od razu ruszyłeś w stronę pokoju trenera.
-Potrzebuję kilka dni wolnego. - wpadłeś bez pukania.
-Jak to? Teraz? Będziemy grać play-off, a Ty chcesz kilka dni wolnego? - wiedziałeś, że Kowal tak zareaguje, ale nie miało to dla Ciebie większego znaczenia.
-Potrzebuję. - zacisnąłeś dłonie w pięści.
-Jak mi wytłumaczysz dlaczego to tak ważne, to może to zrozumiem. - westchnął rozsiadając się na krześle, a Ty nie wiedziałeś co masz powiedzieć. Bo w sumie kim ona dla Ciebie była? Kimś ważnym, tego byłeś pewny. Ale nie byliście związani ze sobą małżeństwem, więc nie mogłeś go okłamać.
-Więc.. - powiedziałeś niepewnie po dłuższej chwili wpatrywania się w obrany wcześniej punkt na ścianie. - Zmarł ojciec mojej narzeczonej, chcę być przy niej. Ona potrzebuje wsparcia, zbyt wiele przeszła w życiu.
-Ma rodzinę? Niech ona się nią zajmie, a nie Ty będziesz zawalał treningi i mecze.
-To jest dla mnie ważne. Ona mnie potrzebuje.
-Nie interesuje mnie to. - podniósł się zakładając ręce na klatce piersiowej. - Musisz wybrać.
Nie zastanawiałeś się długo. Rzuciłeś torbę treningową na podłogę, odwróciłeś się i wyszedłeś trzaskając drzwiami. Był to zupełny moment, w którym sprawa Violetty była dla Ciebie o wiele ważniejsza. Po drodze spotkałeś Ignaczaka i Nowakowskiego, którzy przyglądali się Tobie z uwagą.
-Co jest? - Ignaczak chwycił Cię za ramię co spowodowało, że się zatrzymałeś.
-Kazał mi wybierać. Albo ona, albo drużyna. - zacisnąłeś dłonie w pięści.
-Wybrałeś ją? - nieco niepewnie Nowakowski zbliżył się do Ciebie.
-Potrzebuje mnie, jej ojciec zmarł, nie mogę jej zostawić samej. - uniosłeś głos i odszedłeś. Wsiadłeś do samochodu i odjechałeś z piskiem opon.

*

            Nie odzywałaś się. Jak dwie godziny temu usiadłaś na kanapie w salonie, tak siedziałaś do tej pory. Nie zjadłaś kanapek zrobionych przez Filipa i nie wypiłaś nawet herbaty, która od dobrych kilkudziesięciu minut stała przed Tobą na stoliku. Nie docierały do Ciebie słowa, które zapewne Filip wypowiadał do Ciebie.
-Violu.. - Lotman wpadł do salonu jak oparzony i porwał Cię w swoje ramiona.
-Paul.. - westchnęłaś połykając łzy. - Powiedz, że to jakiś cholernie głupi sen..
-Spokojnie, nie musisz płakać. Przecież wiesz, że jestem z Tobą. - pogładził dłonią Twoje włosy, po czym pocałował Cię w czubek głowy.





~*~

Mamy kolejną część. :). Miała się pojawić w sobotę, ale niestety nie miałam zbyt wiele czasu, aby ją napisać, dlatego dodaję dzisiaj. :).  Mam nadzieję, że podoba się Wam. :)
A teraz.. Zasiadam przed słówkami z angielskiego.. -,-

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!




wtorek, 4 marca 2014

# Wspomnienie dziewiętnaste.






Think about home when you're far away.”
                                                                                                                               - Break of dawn.




            Spojrzałaś przez ramię Lotmana, a na Twojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. On sam nie bardzo wiedział kim jest osoba, która stała w progu drzwi, ale nie przejmowałaś się tym teraz. Nie wierzyłaś własnym oczom, ale od razu wpadłaś w jego ramiona. On mocno Cię przytulił, a Ty odwzajemniłaś jego uścisk.
-Co tutaj robisz? - poczułaś jak w Twoich oczach zbierają się łzy.
-Dowiedziałem się o chorobie ojca. - westchnął. - Dlatego tutaj jestem, nie mogłem nie przyjechać. Ale co Ty tutaj robisz, myślałem, że nie zobaczę Cię tutaj.
-Gdyby nie choroba ojca to nie byłoby mnie tutaj. - otarłaś mokre od łez policzki. - Musiałam tutaj przyjechać, przecież to nie jego wina, że matka zabraniała mu kontaktować się ze mną. Nie potrafiłabym tego tak zostawić, jego tak zostawić.
Nie odpowiedział nic. Jedynie znów mocno Cię przytulił, a Ty nie potrafiłaś nie zrobić tego samego. Mocno objęłaś rękoma jego szyję, a kiedy odsunęłaś się od niego podeszłaś do Amerykanina i delikatnie się uśmiechnęłaś. Spojrzał na Ciebie pytająco, a Ty chwyciłaś dłoń Lotmana, którą on sam mocno ścisnął.
-Filip, poznajcie się. To jest Paul. - uśmiechnęłaś się. Nie musiałaś patrzyć na siatkarza, bo doskonale wiedziałaś, że też się uśmiecha.
-Paul, to jest mój młodszy brat, Filip. - położyłaś specjalny nacisk na wyraz młodszy i całą trójką zaśmialiście się.
Filip nie chciał Wam przeszkadzać, dlatego wyszedł w mgnieniu oka z Twojego pokoju, a Ty zamknęłaś za nim drzwi. Stanęłaś przy oknie wpatrując się w dobrze Ci znany widok. Poczułaś dłonie przyjmującego na swojej talii, a jego ciepły oddech na swojej szyi. Odwróciłaś się do niego przodem i objęłaś rękoma jego szyję.
-Powinieneś już jechać. - westchnęłaś wpatrując się w jego oczy.
-Żartujesz sobie? - zrobił wielkie oczy, a Ty zaśmiałaś się cicho. - Nie zostawię Cię tutaj.
-Paul, nie martw się o mnie. - pogładziłaś dłonią jego policzek. - Mam Filipa i ciotkę, nie pozwolą mnie skrzywdzić. A Ty powinieneś wracać, masz jutro rano trening.
-Nie będę mógł się i tak skupić na tym treningu. - westchnął odgarniając kosmyk Twoich włosów za ucho.
-Nie Paul, nie będziesz przeze mnie zawalał treningów, to jest Twoja praca. - ułożyłaś dłoń na jego policzku i delikatnie musnęłaś jego usta.
            Stanęłaś na werandzie rodzinnego domu i przyglądałaś się jak Lotman odjeżdża. Miałaś ochotę go zatrzymać, ale wiedziałaś, że powinien wracać. Wiedziałaś, że tak będzie lepiej. Wiedziałaś też, że jeżeli tylko będziesz tego potrzebowała to możesz do niego zadzwonić. Z letargu rozmyśleń wyrwał Cię Twój brat.
-Zmarzniesz i się rozchorujesz. - uśmiechnął się i narzucił na Twoje ramiona swoją bluzę.
-Dziękuję. - wysiliłaś się na delikatny uśmiech i usiadłaś na schodkach.
-Dlaczego pojechał? Nie chciał zostać?
-Musiał jechać. - westchnęłaś. - Nie chciałam, aby zaniedbywał przeze mnie swoją pracę. Musi trenować.
-Trenować? - zmarszczył brwi i usiadł obok Ciebie.
-Jest siatkarzem. - uśmiechnęłaś się nieznacznie, a on się zaśmiał.
-Widzę, że wzięło Cię na sportowca siostra. - szturchnął Cię ramieniem, a Ty delikatnie go odepchnęłaś.
-Lepiej opowiadaj co tam u Ciebie, młody. - zaśmiałaś się, a on nieco spoważniał. - Co jest?
- W sumie to u mnie nic się nie dzieje. - westchnął. - Żona została w hotelu, nie chciała tutaj przyjechać.
-Widzę, że przeszła Ci miłość do Elwiry. - wytknęłaś w jego stronę język, ale po chwili również spoważniałaś. - Dlaczego nie chciała przyjechać?
-A jak myślisz? Przecież wszystkie problemy są przez matkę. Nie potrafi jej zaakceptować.
-Jak to? Dlaczego?
-Bo przecież ona znalazłaby mi kogoś lepszego, a nie pannę z dzieckiem. - westchnął.
-Czyli masz dziecko? - uniosłaś kąciku ust ku górze. - No, no, no, braciszku. tylko pogratulować.
-Poznałem ją kiedy studiowałem. Chłopak ją zostawił kiedy zaszła w ciąże, a nasze drogi jakoś tak się spotkały. - wzruszył ramionami.
-Jesteś szczęśliwy z nią? - spojrzałaś na niego, a on tylko kiwnął twierdząco głową. - Więc olej zdanie matki. Dobrze wiesz jakie ona ma podejście do wszystkiego. Ona wszystko wie lepiej, tylko szkoda, że nie wie tego wszystkiego jeżeli chodzi o jej dzieci.
-Kochani, chodźcie na kolację. - Waszą rozmowę przerwała ciotka.
Weszliście do domu i usiedliście w jadalni przy stole. Ucieszyłaś się, bo zrobiła Wasze ulubione naleśniki z dżemem i sosem czekoladowym. Może i bomba kaloryczna, ale nie przejmowałaś się tym. Przecież byłaś w domu i miałaś przy sobie Filipa, którego tak cholernie Ci brakowało. Cieszyłaś się tym i żyłaś tą chwilą. Nie martwiłaś się jutrem, bo przecież wiedziałaś, że Filip jutro też będzie w domu i z tego się cieszyłaś. Mogłaś nadrobić te wszystkie stracone chwile, bo tego Ci cholernie brakowało. Podziękowaliście ciotce za kolację i wyszliście. Chciałaś jej pomóc zmywać, ale nie chciała Was tym męczyć. Pożegnałaś się z Filipem i odprowadziłaś go do drzwi, a kiedy wyszedł sama udałaś się do swojego pokoju. Sięgnęłaś po telefon i napisałaś krótkie "Dobranoc" do Paula. Na odpowiedź nie musiałaś długo czekać. Już po kilku sekundach życzył Ci dobrej nocy. Uśmiechnęłaś się do ekranu, wzięłaś szybki prysznic i położyłaś się spać.





~*~

Rozdział w ogóle niepotrzebny tutaj. Jednak musiałam coś dodać, przecież nie mogłam tak tego zostawić, czy coś tam. ;). Akurat ten jest typu "jestem, ale równie dobrze mogłoby mnie nie być". Pierwszy taki tutaj, a do tego strasznie krótki. Cóż.. Tak jakoś wyszło. 
Wróciłam do szkoły i niestety już mój wolny czas się skończył. Co jak co, postaram się raz w tygodniu coś tutaj dodać i wydaje mi się, że będzie to co tydzień w sobotę. :)


Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl



piątek, 28 lutego 2014

# Wspomnienie osiemnaste.




„Patrząc z bliska widzisz najmniej.”
                                                                     - Wkręceni.



            Stałaś i wpatrywałaś się w próg drzwi, a w Twoich oczach momentalnie pojawiły się łzy. W mgnieniu oka przy Tobie pojawił się Amerykanin, a Ty miałaś ochotę zamknąć drzwi tuż przed jej nosem.
-Mogę wejść? - spojrzała na Ciebie.
-Czego chcesz? Teraz sobie o mnie przypomniałaś? - krzyknęłaś.
-To nie tak..
-Nie tak? - zaśmiałaś się jej w twarz. - Więc jak? Miałaś mnie gdzieś, bo według Ciebie zrujnowałam swoje szczęście! Traktowałaś go lepiej ode mnie, a teraz przyłazisz do mnie?
-Violu, spokojnie. - Lotman wtrąciła się w wymianę zdań między Tobą, a Twoją matką.
-Nie będę spokojna, Paul. - otarłaś łzy z policzków i odeszłaś w stronę swojego pokoju.

*

            Chciałeś pobiec za nią, ale z drugiej strony byłeś zdania, że nie wypadało zostawić w drzwiach dotąd nie znanej Ci kobiety. Zaprosiłeś ją do środka i zaproponowałeś herbaty. Zaparzyłeś i podałeś jej kubek, po czym usiadłeś naprzeciw niej.
-W nerwach nie wytłumaczycie sobie z Violą wszystkiego. - westchnąłeś nie odrywając od niej wzroku.
-Zraniliśmy ją, naszą jedyną córkę. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widziałeś, że jest przejęta tą całą sytuacją. - Straciliśmy córkę.
-Niech pani tak nie mówi. - ujął jej dłoń w swoją. - Ona po prostu potrzebuje czasu.
-My nie mamy czasu. - westchnęła, a po jej policzku spłynęły łzy. - Mój mąż jest ciężko chory. Prosił mnie, żebym tutaj przyjechała i postarała się ją namówić odwiedzenia go, ale jednak nie dałam rady. - otarła mokre policzka i spojrzała na Ciebie. - A pan kim jest? Mieszka pan tutaj?
-Nie, nie mieszkam. - westchnąłeś i niepewnie się uśmiechnąłeś. - Jestem przyjacielem pańskiej córki.
-Mam nadzieję, że trafiła na bardzo dobrą osobę. - kobieta zacisnęła Twoją dłoń. - Tylko nie skrzywdź jej, bo stracisz ją tak jak i my ją straciliśmy.
-Nie skrzywdzę. - uniosłeś kąciki ust ku górze.
-Pójdę już. - podniosła się, a Ty razem z nią.
-Postaram się ją przekonać. - posłałeś ciepły uśmiech w stronę kobiety, a kiedy wyszła zamknąłeś za nią drzwi.
Nie rozumiałeś sam siebie. Przecież mogłeś jej powiedzieć, że jesteś chłopakiem Violetty, ale nie chciałeś tego. Dlaczego? Może zwyczajnie bałeś się reakcji jej rodzicielki, a to, że jesteś jej przyjacielem przyjęła zdecydowanie lepiej, bynajmniej tak Ci się wydawało. Stwierdziłeś, że tak będzie lepiej. Przecież nie chciałeś dokładać problemów zarówno jej, jak i Violetcie.

*

            Uciekłaś do pokoju. Nie miałaś ochoty jej widzieć tak samo jak nie miałaś ochoty jej słuchać. Nie interesowało Cię w jakiej sprawie przyjechała do Ciebie. Miałaś to szczerze gdzieś. Nie potrafiłaś jej wybaczyć tego, że zostawiła Cię bez wsparcia i do tego zabroniła Twojemu ojcu kontaktu z Tobą. Przecież z kryminalistką nie wypadało im się zadawać. Usłyszałaś ciche pukanie do drzwi i szybko otarłaś łzy zalegające na policzkach.
-Mogę? - uchylił jej szerzej i spytał niepewnie. Kiwnęłaś twierdząco głową i przeniosłaś wzrok na okno. Nie chciałaś, aby zobaczył, że płakałaś.
-Poszła już? - starałaś się ukryć emocje, jakie panowały w Tobie.
-Tak. - usiadł obok Ciebie, objął ramieniem i przyciągnął Cię ku sobie. - Chciała z Tobą porozmawiać na temat Twojego taty.
-Paul, zrozum mnie, nie interesuje mnie ich życie. - poczułaś jak w Twoich oczach znów zbierają się łzy. - To oni mnie zostawili, nie ja ich.
-Twój ojciec jest chory. - powiedział bez owijania w bawełnę, a Ty odsunęłaś się od niego i z niedowierzaniem wpatrywałaś się w jego osobę. - Przyjechała, żeby Ci o tym powiedzieć.
Nie potrafiłaś wydusić ani jednego słowa. Wyjęłaś z szafy małą torbę podróżną swojej przyjaciółki i zaczęłaś pakować do niej swoje rzeczy. Amerykanin starał się odciągnąć Cię od tego chorego pomysłu, ale nie uległaś jego słowom. Napisałaś jedynie informację dla Elwiry i Mikołaja, żeby się o Ciebie nie martwili i wybiegłaś z mieszkania.
            Po niecałej godzinie byłaś już w niewielkim miasteczku w pobliżu Rzeszowa. Nie przeszkadzało Ci nawet to, że Lotman łamie wszelkie przepisy drogowe. Tym razem miałaś to gdzieś. Cieszyłaś się, że jest z Tobą, chociaż wcześniej nie pałałaś optymizmem do tego pomysłu. Wpadłaś do mieszkania rodziców, ale Twojej matki nie było. Jedynie ciotka, która wpuściła Was do środka. Czy ucieszyła się z Twojego widoku? Zapewne bardziej niżeli Twoja matka. Przywitałaś się z nią, przedstawiłaś jej przyjmującego jako swojego przyjaciela i udaliście się za nią do salonu.
-Twoja mama mówiła, że nie chciałaś z nią rozmawiać. - westchnęła. - Mówiła, że nie wiesz o chorobie ojca.
-Bo nie wiedziałam. - otarłaś mokre od łez policzka. - Paul mi powiedział. Rozmawiała z nim. w którym szpitalu jest? Chcę do niego pojechać.
-O tej godzinie nie ma sensu. Idźcie się położyć, a jutro z samego rana pojedziesz do szpitala. - posłała w Twoją stronę ciepły uśmiech.
-Ale..
-Twój pokój nadal jest w tym samym miejscu. - pogładziła dłonią Twoje ramię. - I z tego co wiem nic się tam nie zmieniło.
Niepewnie się uśmiechnęłaś. Przyjmujący chwycił Twoją walizkę i ruszył za Tobą. Otworzyłaś drzwi na końcu korytarza i zaprosiłaś go do środka. położył na podłodze Twoją walizkę i rozejrzał się dookoła. Był nieco zdziwiony zastanym tam widokiem.
-Nie wygląda jak pokój nastolatki. - zaśmiał się, a Ty razem z nim.
-Kiedy tutaj mieszkałam miałam inne plany na przyszłość. - westchnęłaś, a on spojrzał na Ciebie pytająco. - Chciałam iść na studia związane z turystyką. Moim marzeniem było zrobić licencję na przewodnika i oprowadzać ludzi po różnych miastach w różnych krajach. - uśmiechnęłaś się na samą myśl o tamtych czasach. - Już miałam nawet wybrane miasto do studiowania, uczelnię. Wszystko. Ale później całe moje życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Dlaczego teraz tego nie zrobisz? - podszedł do komody, na której stało kilka ramek ze zdjęciami. - Przecież możesz iść na studia.
-Teraz nie widzę sensu. - westchnęłaś stając za nim.
-Zawsze jest sens. - uśmiechnął się i wskazał dłonią na jedną z ramek. - Kto to?
-Filip. - chwyciłaś ramkę i przejechałaś opuszkami palców po zdjęciu. - Mój młodszy brat. Co prawda zaledwie o dwa lata, ale młodszy. - zaśmiałaś się odkładając ramkę na jej miejsce. - On spełnia zapewne teraz swoje marzenia. Odkąd pamiętam chciał wyjechać do Stanów i tam studiować. Zawsze twierdził, że tamtejsze uczelnie są najlepsze.
-No wiesz, coś w tym musi być. - zaśmiał się, a Ty zmierzyłaś go wzrokiem.
-No nie powiedziałabym. - wytknęłaś w jego stronę język.
Mocno Cię przytulił. Potrzebowałaś tego. Potrzebowałaś teraz jego wsparcia i bliskości jak nigdy dotąd. Wiedziałaś, że będzie przy Tobie. Musnął delikatnie Twoje wargi, ale tę chwilę przerwało Wam pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły.
-Mogę?



~*~

Mamy kolejną część. Pisana bardzo na szybko, ponieważ nie wiem czy przez weekend zdążę cokolwiek napisać. Muszę w końcu ogarnąć Dżumę no i książki. Nauczyć się z angielskiego, z ekonomiki, z matematyki i zrobić projekt z rachunkowości. Trochę tego mam, a miałam całe dwa tygodnie ! ;o. Ale co tam, zrobię to później. ;D
Nie podoba mi się to u góry, ale ocenę zostawiam Wam. ;)

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!




wtorek, 25 lutego 2014

# Wspomnienie siedemnaste.





If you're ready to jump, I'll be right behind you.” 
                                                                                                                                            - If you are


            Słysząc to pytanie poczułaś jak Twoje oczy zaszły łzami. Tego popołudnia było to normalne dla Ciebie. Przeniosłaś wzrok na wybranki kolegów Paula i kiwnęłaś twierdząco głową. Nie chciałaś tego robić, ale wiedziałaś, że lepiej byłoby gdyby dowiedziały się całej prawdy od Ciebie. Spojrzałaś w ich oczy i zauważyłaś w nich zdziwienie powiązane z obawą. Spuściłaś głowę i zaczęłaś opowiadać im to wszystko co wydarzyło się zanim trafiłaś do więzienia. Nie chciałaś, aby ktokolwiek o tym wiedział, przecież sama chciałaś to zapomnieć. Chciałaś wymazać ten rozdział ze swojego życia, chociaż wiedziałaś, że nie jest to możliwe. Opowiedziałaś im wszystko, a one tylko stały i wsłuchiwały się w Twoje słowa. Nawet nie przerywały. Bały się? Przecież nic byś im nie zrobiła. Kiedy skończyłaś one nie wiedziały co mają zrobić, a Ty jedynie westchnęłaś.
-Nie wiem co mam powiedzieć.. - Iwona odważyła się poskładać kilka wyrazów w jedno zdanie.
-Zmieniłam się, jestem już zupełnie innym człowiekiem niż wtedy. - westchnęłaś, a po Twoich policzkach spłynęły łzy. - To wszystko dużo mnie kosztowało i jeszcze więcej dzięki temu się nauczyłam. Teraz nie jest mnie łatwo przekonać do siebie, nie potrafię od tak zaufać komuś, szczególnie jeżeli chodzi o jakiegoś mężczyznę.
-To dlaczego związałaś się z Paulem? - Ola w końcu odważyła się na zadanie pytania, które zaskoczyło Cię, bo nie wiedziałaś co miałaś na nie odpowiedzieć.
-Każdy zasługuje na drugą szansę. - otarłaś mokre od łez policzki. - Może właśnie on jest dla mnie tą szansą?
Nie odpowiedziały nic. Wysiliłaś się na nikły uśmiech i odstawiając ścierkę, którą ściskałaś w dłoni, opuściłaś kuchnię, a razem z Tobą Twoje towarzyszki. Nim się spostrzegliście za oknem dało się zauważyć księżyc. Pożegnałaś się ze znajomymi Paula, a na końcu z nim, życząc im wszystkim dobrej nocy. Sama po wzięciu gorącego prysznica położyłaś się i niemalże od razu zasnęłaś.

*

            Wstałeś razem z budzikiem i chcąc nie chcąc musiałeś się zebrać na ten pieprzony trening. Z jednej strony chciałeś tam iść, bo mogłeś się wyżyć na piłce, ale z drugiej strony nie chciałeś. Dlaczego? Przecież to jasne. Widok Wojtka nie będzie dla Ciebie czymś przyjemnym. Jednak doszedłeś do wniosku, że nie możesz zawalić treningu ze względu na niego. Przecież to byłoby niesportowe według Ciebie. Wziąłeś prysznic, zjadłeś przygotowane wcześniej śniadanie, zabrałeś swoją torbę treningową i wyszedłeś, zamykając dokładnie swoje lokum. Wsiadłeś do samochodu i po kilkunastu minutach dotarłeś pod halę. Cieszyłeś się, bo chociaż z rana nie musiałeś stać w tym pieprzonym korku. Tuż przy drzwiach wejściowych natknąłeś się na Ignaczaka i razem z nim wszedłeś do budynku, a później do szatni. Kiedy tylko do szatni wszedł Wojtek od razu zacisnąłeś dłonie w pięści. Przecież Violetta wczoraj cierpiała przez jego słowa. Przecież ona wczoraj przez niego płakała. Jednak Ignaczak w porę zauważył Twoją reakcję na niego i niemalże siłą wyciągnął Cię z szatni, za co zdenerwowałeś się jeszcze bardziej. Trening minął Ci cholernie szybko i na szczęście Grzyba nie miałeś kontaktu z piłką, bo trener zaplanował siłownie.
-Miał skurwiel szczęście. - warknąłeś pod nosem.
-Nic Ci to nie da. - Ignaczak poklepał Cię po ramieniu, a Ty jedynie westchnąłeś.
Wchodząc do szatni trzasnąłeś drzwiami, a Nowakowski jedynie się zaśmiał. Wszedłeś pod prysznic i w ekspresowym tempie się wykąpałeś, po czym od razu narzuciłeś na siebie swoje ubrania. Pożegnałeś się z Ignaczakiem i resztą, po czym zabrałeś swoją torbę i wyszedłeś z szatni kierując się w stronę wyjścia.

*

Nie miałaś zamiaru siedzieć cały dzień w domu. Kiedy tylko zwlekłaś się z łóżka od razu udałaś się do łazienki, gdzie wzięłaś szybki prysznic, po czym ubrałaś się i zrobiłaś delikatny makijaż. Ogarnęłaś trochę swój pokój i doszłaś do wniosku, że zrobisz Amerykaninowi niespodziankę i przyjdziesz po niego pod halę. Zabrałaś ze stołu czerwone jabłko i wyszłaś, zamykając za sobą drzwi. Zdecydowałaś się przejść, bo przecież rzadko kiedy widzi się, aby w lutym była tak piękna pogoda i stwierdziłaś, że spacer dobrze Ci zrobi. Dokładnie po dwudziestu minutach siedziałaś na schodach przy wejściu na Podpromie. Miałaś szczęście, bo długo czekać nie musiałaś. Dosłownie po kilku minutach Lotman wychodził z budynku, a Ty podniosłaś się i szeroko się uśmiechnęłaś. On zrobił to samo. Kiedy tylko Cię zobaczył, na jego twarzy zawitał szeroki uśmiech. Od razu podbiegł do Ciebie i delikatnie musnął Twoje wargi. Tuż za nim wyszli jego koledzy, a od Ignaczaka dało się usłyszeć głośne "nie przy dzieciach" , po czym wskazał dłonią na Nikolaya i Piotrka. Zaśmiałaś się jedynie i podążyłaś za Paulem do jego samochodu.
-Co tutaj robisz? - spytał nieco zdziwiony, kiedy już siedzieliście w jego samochodzie.
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę, ale jeżeli nie chcesz mnie tutaj, to mogę sobie pójść. - westchnęłaś wzruszając bezradnie ramionami.
-Lepszej niespodzianki bym sobie nie wymarzył. - zaśmiał się i ponownie odnalazł Twoje wargi, złączając je ze swoimi w czułym pocałunku.
Odjechaliście z piskiem opon, by po kilkudziesięciu minutach dotrzeć pod blok Twojej przyjaciółki. Zaprosiłaś go do środka, bo wiedziałaś, że Elwira pewnie przywiozła coś na obiad z restauracji. Odgrzałaś kurczaka w sosie grzybowym i zaprosiłaś przyjmującego do stołu. Jednak Wasz spokój nie trwał długo, bo zanim zdążyliście na spokojnie usiąść i zacząć konsumować swój posiłek, rozległo się pukanie do drzwi.  Niechętnie podniosłaś się i podeszłaś do nich, by je otworzyć. Widok osoby, którą tam zastałaś dosłownie zwalił Cię z nóg.
-Co tutaj robisz?




~*~

Nie podoba mi się to u góry. Pisałam to na szybko, bo chciałam w tym tygodniu dodać kilka rozdziałów. Mam nadzieję, że uda mi się to, ponieważ to ostatni tydzień moich ferii. Później znów będzie kiepsko z dodawaniem rozdziałów, bo muszę pozaliczać oceny, niestety. ;c.
Ale póki co, oddaję siedemnastkę w Wasze ręce ! ;)

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl



sobota, 22 lutego 2014

# Wspomnienie szesnaste.





Bez żadnych zasad, pytań, znowu uciekamy sobie tak.
                                                                                         - Kiedy nie ma w nas miłości



            Czujesz, jak w Twoich oczach zbierają się łzy. Czujesz wzrok kolegów Amerykanina i nie masz zielonego pojęcia co powinnaś zrobić. Zlustrowałaś wzrokiem każdą ze zgromadzonych osób, a na końcu spojrzałaś na Lotmana. Poczułaś, jak po Twoim policzku zaczynają spływać łzy. Zrobiłaś kilka kroków w tył, oddalając się od wszystkich i obróciłaś się. Wybiegłaś z owej restauracji i złapałaś pierwszą lepszą taksówkę, by po kilkunastu minutach wysiąść pod blokiem, w którym mieszkałaś. Wbiegłaś po schodach na odpowiednie piętro i nie tłumacząc nic swoim przyjaciołom wbiegłaś do swojego pokoju, po czym od razu rzuciłaś się na łóżko chowając głowę w poduszkę.
-Mogę Violu? - usłyszałaś cichy szept przyjaciółki.
-Proszę Cię, zostaw mnie samą. - wyszlochałaś nawet nie podnosząc głowy.
-Dobrze wiesz, że Cię nie zostawię, nigdy Cię nie zostawiłam i nie zamierzam tego robić. - poczułaś jak pod ciężarem jej ciała ugina się materac. - Jeżeli Cię skrzywdził to nie jest wart Twoich łez.
-Paul nic mi nie zrobił. - podniosłaś się i spojrzałaś na nią. - Ludzie mnie rozpoznali, rozumiesz? Wiedzą, że go zabiłam. Oni mi teraz nie będą dawać żyć.
-Spokojnie, kochanie. Przecież wiesz, że nie pozwolimy Cię skrzywdzić. - przytuliła Cię do siebie. - Zarówno ja jak i Mikołaj będziemy z Tobą. Paul zapewne też Cię nie zostawi.
Nie odpowiedziałaś nic. Wiedziałaś, że Elwira ma rację, ale bałaś się, bo przecież ludzie na tym świecie są cholernie wścibscy i pchają nosy w nie swoje sprawy. Tego obawiałaś się najbardziej. Nie tego, że Lotman Cię zostawi, bo przecież obiecał, że będzie przy Tobie zawsze. Bałaś się tych wścibskich ludzi, którzy są zdolni do wszystkiego.

*

            Nie rozumiałeś skąd Twój kolega z drużyny wiedział coś takiego. Przecież ona to ukrywała jak tylko mogła, a on jak gdyby nigdy nic walną prosto z mostu w towarzystwie Waszych wspólnych kolegów. Już ruszałeś w jego stronę, aby mu przywalić, kiedy tylko Viola wybiegła niemalże z płaczem z restauracji, ale na jego szczęście Ignaczak do spółki z Nowakowskim powstrzymał Cię. Zacisnąłeś dłonie w pięści i spojrzałeś na kolegów z drużyny.
-Jesteś nikim ! - warknąłeś w stronę Grzyba i uderzyłeś z całej siły w stolik.
-Ale przecież nic nie zrobiłem. - środkowy jak to miał w zwyczaju zaczął się wypierać co wkurzyło Cię jeszcze bardziej i znów chciałeś ruszyć w jego stronę. Po raz kolejny miał szczęście dzięki Ignaczakowi.
-Wojtek, lepiej będzie jak już pójdziesz. - całą sytuację starała się załagodzić żona Ignaczaka do spółki z żoną winowajcy całego zajścia.
Nim się obejrzałeś jego już nie było w zasięgu Twojego wzroku, a żona Ignaczaka wracała od drzwi. Ludzie znajdujący się w restauracji patrzyli z niedowierzaniem w Waszą stronę, ale Ty się tym nie przejmowałeś. Bardziej interesowało Cię to, co się teraz dzieje z Violą, gdzie jest i co robi. Bałeś się o nią, cholernie się bałeś.
-Skurwiel. - wysyczałeś przez zaciśnięte zęby.
-Lotman, już się uspokój. - Nowakowski starając się rozładować atmosferę uraczył Cię tymi stałymi słowami pasującymi do każdej takowej sytuacji.
-Mam pomysł. - Ignaczak zatarł dłonie i po chwili ujawnił wszystkim zgromadzonym swój, według niego, idealny pomysł. Protestowałeś, nie chciałeś go realizować, ale Krzysiek stwierdził, że nie masz tutaj nic do gadania, bo i tak wcielicie go w życie, więc nie pozostało Ci nic innego jak przyjąć jego propozycję.
Kiedy tylko posiłek był gotowe, każdy z Was wsiadł do swojego samochodu i jak łańcuszek ruszyliście jeden za drugim, by po kilkunastu minutach parkować pod blokiem Violetty, a właściwie jej przyjaciółki, Elwiry. Kiedy wszyscy wysiedli ze swoich samochodów weszliście do środka, a na właściwym piętrze i przy właściwych drzwiach zapukałeś. Otworzył je brat Elwiry, ale wszyscy obecni się zdziwili, jednak uspokoiłeś ich tłumacząc, że to brat jej przyjaciółki.
-Jest Viola? - spytałeś stojąc w drzwiach, na co on kiwnął tylko głową. Bez zbędnych słów wszedłeś do środka i to samo uczynili Twoi znajomi.

*

            Usłyszałaś ciche pukanie do drzwi, więc od razu podniosłaś na nie swój wzrok. Zza nich wychyliła się dobrze Ci znana postać. Delikatnie się uśmiechnęłaś na jego widok, a on widząc to od razu podszedł do Ciebie i uklęknął przed Tobą mocno Cię przytulając. Zatonęłaś w jego ramionach. Potrzebowałaś tego. Potrzebowałaś poczuć, że jesteś dla niego ważna.
-Już nie płacz. - pogładził dłonią Twoje włosy i pocałował Cię w skroń. - Chciałem mu przywalić, ale miał szczęście, bo Igła i Piter mnie powstrzymali.
-Miałbyś tylko problemy przez to. - westchnęłaś spoglądając w jego oczy.
-Nieważne. Ale nie pozwolę, by ktoś wtrącał się w Twoje życie i mówił coś, czego Ty sama nie chcesz powiedzieć. - delikatnie się uśmiechnął i otarł dłonią Twoje mokre od łez policzki.
-Dziękuję, że jesteś. - ponownie zatonęłaś w jego objęciach.
-Nie musisz dziękować.. - uśmiechnął się i spojrzał w Twoje oczy. - A teraz choć ze mną. Nie zjedliśmy obiadu w restauracji, więc obiad przyszedł do Ciebie.
Spojrzałaś na niego niezrozumiale, a on cicho się zaśmiał chwytając Twoją dłoń. Nie wiedziałaś co Cię czeka, więc dość niepewnie kroczyłaś za nim. Dobiegały do Twoich uszu głosy ludzi, ale nie wiedziałaś kto tam będzie się znajdował. Kiedy weszłaś do salonu nie rozumiałaś o co im chodzi, jednak Paul wszystko Ci wyjaśnił. W geście podziękowania wpadłaś w jego ramiona i musnęłaś jego wargi.
-Wzięliśmy na wynos, bo nie chcieliśmy jeść bez Ciebie. - Ignaczak zaśmiał się wskazując dłonią na nakryty stół.
-Dziękuję, na prawdę dziękuję. - poczułaś jak Twoje oczy się zaszkliły.
-Nie chciałem się na to zgadzać, ale Igła nie chciał słyszeć sprzeciwu, więc nie miałem wyjścia. - przyjmujący wzruszył bezradnie ramionami, a Ty tylko się zaśmiałaś.
Nie wierzyłaś w to, że jego przyjaciele Cię zaakceptują, ale po tym co zrobili zmieniłaś zdanie. Po prostu wiedziałaś, że oni są inni. Dotarło do Ciebie, że Twojego faceta otaczają sami wspaniali ludzie, którzy akceptują wszystkich. Cieszyłaś się z tego, bo to przecież było dla Ciebie bardo ważne.
Po zjedzonym obiedzie zabrałaś się za sprzątanie. Pomogła Ci żona Ignaczaka, jak się dowiedziałaś od Paula - Iwona, i dziewczyna Piotrka - Ola. Obydwie były dla Ciebie bardzo miłe i wiedziałaś, że nie jest to sztuczne, tak jak to było z innymi ludźmi. Potrafiłaś to odróżnić, przecież w więzieniu się tego nauczyłaś. Zabrałaś się za mycie naczyń i dzięki pomocy dziewczyn poszło Ci dość szybko.
-Violu, powiedz nam, czy to prawda co Wojtek powiedział?





~*~

Nie wiem czy mi się tak wydaje, ale ten rozdział taki chyba trochę dłuższy wyszedł.. ;D. Jak można zauważyć - wprowadziłam perspektywę Paula do tego rozdziału. Być może będzie to częstsze zjawisko. ;)
W środę zawitałam po raz pierwszy do Hali Azoty i jestem bardzo szczęśliwa ! To było cudowne uczucie zobaczyć swoich idoli na żywo. I te emocje, które towarzyszyły temu spotkaniu ! Wybrałam sobie dobry mecz, ba ! Nawet bardzo dobry ! Tylko szkoda, że Resovia przegrała. ;c. 
Aaaa ! No i doszłam do wniosku z koleżanką, że Maskotka ZAKSY ma kocie ruchy i bardzo ładne perfumy, hahaha. ;D 


Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!



niedziela, 16 lutego 2014

# Wspomnienie piętnaste.






„Prosto w siebie zapatrzeni, nie możemy złapać tchu”.
                                                                                   - Kiedy nie ma w nas miłości




            Spojrzałaś pytającym wzrokiem na Lotmana, ale zdziwiłaś się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłaś wymalowaną u niego na twarzy minę podobną do Twojej. Stukot obcasów z każdą chwilą był coraz głośniejszy, aż drzwi się uchyliły, a zza nich wyłoniła się postać młodej, pięknej dziewczyny.
-Hi Paul. - podeszła do was i przywitała się z Amerykaninem.
-Hi Hana. - uśmiechnął się do niej i spojrzał na Ciebie. - She is Violetta, my girlfrend.
-I'm Hana, nice to meet you. - wyciągnęła w Twoim kierunku dłoń.
-Hi, nice to meet you too. - uścisnęłaś jej dłoń, a swój wzrok skierowałaś na Lotmana.
-Where is Niko? - spojrzała na siatkarza ciągle się uśmiechając.
-He went to the locker room.
-Oh, thanks. - odwróciła się na pięcie i odeszła.
Lotman jedynie pomachał jej ręką i usiadł na krześle. Po chwili wybuchnął niepohamowanym śmiechem śmiechem, a Ty jedynie zmrużyłaś oczy i ruszyłaś powoli w stronę wyjścia z sali. Paul od razu ruszył za Tobą i chwycił Twoją dłoń, po czym przyciągnął Cię ku sobie i objął w pasie.
-Co robimy wieczorem? - odgarnął kosmyk Twoich włosów za ucho.
-Nie wiem jak Ty, ale ja mam zamiar spokojnie posiedzieć w swoich czterech ścianach. - zaśmiałaś się, a on delikatnie musnął Twoje wargi. - Swoją drogą, to kim była ta dziewczyna?
-Uczepiła się naszego biednego Nikiego. - zaśmiał się. - A on ucieka przed nią jak przed bykiem.
-To dlaczego powiedziałeś jej, że jest w szatni? - zaśmiałaś się, na co on tylko wzruszył ramionami.
-Lotman, Ty jeszcze nie przebrany?! - niejaki Krzysztof stanął przed wami.
-Już idę, idę przecież. - siatkarz mruknął pod nosem i spojrzał na Ciebie. - Poczekasz?
-Jak kocha t poczeka! - swoje przysłowiowe pięć groszy dorzucił jego kolega z drużyny. - My się nią zaopiekujemy, prawda Cichy? - ten drugi jedynie kiwnął twierdząco głową.
-Właśnie tego się boję.. - westchnął spoglądając na swoich kolegów, by po chwili zniknąć za drzwiami szatni.
            Usiadłaś na krzesełku znajdującym się przy szatni i odetchnęłaś z ulgą. Cieszyłaś się, że ta blondyna nie przyszła do Lotmana. Ulżyło Ci i teraz bynajmniej wiedziałaś, że widziałaś go wtedy w galerii z nią i że nie masz się już czego obawiać. To cieszyło Cię najbardziej. Nie musiałaś już mieć w głowie tej blondyny, bo wiedziałaś, że ona przyczepiła się do kolegi Paula. W głębi duszy cieszyłaś się z tego, ale z drugiej strony byłaś świadoma tego, że on może Cię zostawić dla innej: wyższej, szczuplejszej, a co najważniejsze - dla takiej, która nie byłaby po odsiadce.
-O czym tak mylisz? - Twoje rozmyślania przerwał kolega z zespołu Lotmana.
-Nie, nie. O niczym. - wysiliłaś się na delikatny uśmiech.
-Poznaj proszę najgrzeczniejszego.. - zamyślił się na chwilę. - Chociaż nie, lepiej brzmi najcichszego zawodnika naszej drużyny.
-Daj spokój Igła, potrafię się przedstawić. - mruknął pod nosem i wyminął go stając przed Tobą. - Jestem Piotrek, ale mówi na mnie Cichy bądź Piter.
-Miło mi, Violetta. - uścisnęłaś niepewnie jego dużą dłoń.
-Koniec tych czułości. - Ignaczak klasnął w dłonie. - Idziecie z nami na obiad czy Paul ma inne plany?
-Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem, ale możemy pójść z Wami. - znów wysiliłaś się na uśmiech, a po chwili z szatni wyszedł Twój facet. Podszedł do Ciebie i objął Cię w pasie.
-Mam nadzieję, że Cię nie zamęczyli. - westchnął całując Cię we włosy.
-No wiesz co, jak możesz tak o nas myśleć, pff ! - oburzył się ten wyższy, Piotrek.
-Nie martw się, zaprosili nas tylko na obiad. - uśmiechnęłaś się i chwyciłaś jego dłoń.
Razem z jego kolegami wyszliście na zewnątrz i każdy wsiadł do swojego samochodu. Ty oczywiście kroczyłaś obok Lotmana. Odwiózł Cię do mieszkania Elwiry, a sam pojechał na swoje osiedle.
            Rzuciłaś torebkę na łóżko, a po chwili w Twoim pokoju już była Elwira. Opowiedziałaś jej co działo się na hali, choć przecież nic się tam nie działo. Ale i tak największym problemem dla Ciebie było to, jak masz się ubrać na obiad z jego kolegami. Przecież nie wiedziałaś, gdzie pójdziecie. Na szczęście Elwira pomogła Ci dobrać odpowiedni strój i po kilku minutach już stałaś przed nią okręcając się wokół własnej osi. Była zadowolona z doboru ubrań, zawsze wiedziała co będzie do Ciebie pasowało. Nie byłaś za bardzo przekonana co do swojego wyglądu w owych ciuchach, ale oczywiście Elwira przekonała Cię do tego i po czasie sama doszłaś do wniosku, że lepiej byś nie wybrała.
-Idź już, bo Twój ukochany czeka. - w drzwiach Twojego pokoju stanął Mikołaj, a Ty tylko się uśmiechnęłaś i pobiegłaś do drzwi.
-Dziękuję, Mikołaj. - szepnęłaś wprost do jego ucha i mocno się do niego przytuliłaś.
W drzwiach przywitałaś się z przyjmującym i razem z nim zeszłaś na dół. Kiedy tylko wsiedliście do samochodu, siatkarz nie potrafił się powstrzymać i zachłannie wpił się w Twoje usta. Odwzajemniłaś niepewnie jego pocałunek, po czym odjechaliście spod bloku. Wchodząc do restauracji Paul od razu odnalazł wzrokiem innych siatkarzy. Choć w sumie, nie było to trudne.
-Czy to nie jest ta, co zabiła nożem swojego męża?




~*~

Mamy kolejną część. :). Nie podoba mi się, ale to Wy ocenicie. ;)
A teraz.. Zaczynam ferie i nie mam nawet na nie planów. ;c. Tak więc zapewne spędzę całe dwa tygodnie w domu, super.. ;c

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!



wtorek, 11 lutego 2014

# Wspomnienie czternaste.





But if we're in it together, it doesn't matter wherever we go.”
                                                                                              - If you are



            Razem z Lotmanem wróciłaś do Rzeszowa. Obiecałaś mu, że postarasz się mu w pełni zaufać, co nie było łatwą rzeczą dla Ciebie. Przecież byłaś przyzwyczajona do tego, że możesz liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Siatkarz zatrzymał samochód pod blokiem, ale nie było to osiedle Twojej przyjaciółki, lecz jego. Niechętnie weszłaś do środka. Nie chciałaś tam wchodzić, choć sama nie wiedziałaś co Cię tak na prawdę zniechęca w tym mieszkaniu. Usiadłaś przy kuchennej wyspie, a przyjmujący zabrał się za przygotowywanie posiłku.
-Chciałbym, abyś dzisiaj poszła ze mną na trening. - postawił przed Tobą talerz z spaghetti i delikatnie się uśmiechnął.
-Nie ma mowy, Lotman. - zaprzeczyłaś, co nie spodobało mu się.
-Chcę, żebyś zobaczyła jak wygląda moja praca, tylko tyle. - musnął Twój policzek i usiadł na przeciw Ciebie.
Posiłek zjedliście w milczeniu, chociaż tak na prawdę to Ty milczałaś, a on nawijał jak katarynka. W Twojej głowie odbijało się echem jego zdanie o treningu, na który Cię zaprasza, ale Ty przecież nie chciałaś tam pójść. Jednak z drugiej strony obiecałaś, że postarasz się mu zaufać i chciałaś dotrzymać słowa. Kiedy zjedliście, Paul odwiózł Cię na odpowiednią ulicę. Tam pożegnałaś się z nim muskając delikatnie kącik jego ust. Wysiadłaś z samochodu i udałaś się pod odpowiednie drzwi.
            Od razu po wejściu do mieszkania udałaś się do łazienki. Wzięłaś długi, gorący prysznic, a po otarciu ciała ręcznikiem ubrałaś się. Przecież musiałaś wyglądać na porządną osobę przy jego kolegach. Stając przed łazienkowym lustrem wytuszowałaś jedynie rzęsy i zrobiłaś kreskę na górnej powiece. Przecież tyle wystarczało, a Twoja twarz i tak nie była do tego przyzwyczajona. Wychodząc z mieszkania minęłaś się w drzwiach z Elwirą.
-Idź, idź. - uśmiechnęła się szeroko. - Paul już czeka.
Nie zareagowałaś na jej słowa, lecz szybko wybiegłaś z klatki. Tak jak mówiła Twoja przyjaciółka, Lotman już czekał na Ciebie oparty o maskę swojego samochodu. Podeszłaś do niego, a on szeroko się uśmiechnął i musnął delikatnie Twój policzek wargami.
-W takim stroju wybierasz się na trening? - zmrużyłaś oczy przyglądając mu się.
-W torbie mam ubrania treningowe. - zaśmiał się otwierając Ci drzwi samochodu. Wsiadłaś, a on momentalnie obiegł swój samochód. - Wiesz, że oni nie będą mogli oderwać od Ciebie wzroku?
-Wiesz dobrze, że nie chciałam tam jechać. - mruknęłaś pod nosem.
-Violu, spokojnie. - chwycił Twoją dłoń. - Oni chcą Cię poznać, więc nie bój się.
Ulżyło Ci słysząc jego słowa? Nie byłaś tego pewna. Całą drogę siedziałaś cicho, a on jedynie zerkał w Twoją stronę raz po raz się uśmiechając. Wydawało Ci się, że ta droga dłuży się niemiłosiernie i z każdą sekundą chciałaś coraz bardziej wysiąść z jego samochodu i wrócić do mieszkania.
            Zajęłaś krzesełko tuż przy szatni, do której wszedł Lotman i rozejrzałaś się dookoła. Nie czułaś się komfortowo w tej sytuacji. Przechodzący ludzie - każdy jeden - wydawali Ci się tacy sami, mimo iż tak na prawdę nie byli do siebie w ogóle podobni. Takie bezczynne siedzenie i czekanie na przyjmującego nie należało do najciekawszych rzeczy, szczególnie dlatego, że te minuty trwały tak jakby mijały godziny.
-Już jestem. - usłyszałaś za sobą, kiedy przyglądałaś się jednemu ze zdjęć wiszącemu na korytarzu.
-W końcu. - mruknęłaś odwracając się do niego przodem. - Przecież czułam się jakby wieki minęły.
-Ouu, co ja tutaj widzę. - usłyszałaś zza pleców Amerykanina. - Cóż to za ślicznotka?
-Poznaj jednego z najstarszych. - Paul zaśmiał się odchodząc na bok. - Krzy..
-Krzysztof jestem. - wyciągnął w Twoją stronę dłoń, a Ty nieśmiało ją uścisnęłaś. - Ale dla takich pięknych Pań to Igła.
-Miło mi. - poczułaś jak Twoje policzki się rumienią. - Violetta.
-Piękna Pani to i piękne imię. - kolega Lotmana poruszał zabawnie brwiami.
-Ta piękna Pani, jak to mówisz jest moją dziewczyną. - Lotman objął Cię ramieniem i przygarnął ku sobie. - A z tego co wiem. to Twoja Iwona jest chorobliwie zazdrosna.
-No dobra, dobra. - zaśmiał się unosząc ręce ku górze w geście poddania się. - Już sobie idę.
Spojrzałaś się pytająco na przyjmującego, ale po wyrazie jego twarzy od razu stwierdziłaś, że nie ma o co pytać. On zaczął się śmiać, a Ty mu wtórowałaś. Objął Cię ramieniem i razem ruszyliście w stronę sali.
            Przyglądałaś się z uwagą przyjmującemu. Byłaś pod wielkim wrażeniem tego, jak bardzo oddaje się swojej pasji. Nie potrafiłaś oderwać wzroku od niego, od tego jak denerwuje się po każdym zepsutym przyjęciu, po każdym zepsutym atakiem czy też po każdej zepsutej zagrywce. Ale przecież to był tylko trening. To wszystko było dla Ciebie nowe, a zarazem chciałaś w to brnąć dalej. Chciałaś poznawać jego pasję, a zarazem pracę. Przecież chciałaś z nim być, a ten sport był nieodłączną częścią jego życia. Kiedy trener zarządził koniec treningu on od razu usiadł obok Ciebie pijąc wodę.
-To było cudowne. - uśmiechnęłaś się spoglądając na pusty już parkiet.
-Proszę Cię, grałem beznadziejnie. - westchnął wycierając twarz ręcznikiem.
-Kochanie.. - dotarł do Ciebie kobiecy głos.




~*~

Mamy kolejny rozdział. Trochę znów opóźniłam, przepraszam. Miało być w sobotę, ale nie udało mi się tego napisać i dodać. Coś czuję, że moje pomysły na to opowiadanie się skończyły i nie mam już czego tutaj pisać.. 
Miało być odliczanie "byle do piątku", a tutaj grypa mnie rozłożyła. ;o. Tydzień przed feriami, zawsze spoko. Przynajmniej, przedłużę sobie ferie. ;p
Mam nadzieję, że nie przestraszyłam Was swoją gębą w poprzednim rozdziale. ;)
Gratulacje dla Jastrzębskiego Węgła! Zasłużyli na awans do FF, ale z drugiej strony szkoda mi Resovii Rzeszów. ;c. Ale cóż, zwycięzca mógł być tylko jeden! ;)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl!





niedziela, 2 lutego 2014

# Wspomnienie trzynaste.







„Rozszyfruj mnie, zdemaskuj blef.”
                                                                 - Nie ufaj mi




            Otworzyłaś oczy i byłaś zdziwiona, że znajdowałaś się w łóżku. Nie wiedziałaś kiedy i jakim sposobem się tam znalazłaś. Przetarłaś oczy i podniosłaś swoje ciało kierując się do łazienki. Ówcześnie zabrałaś ze sobą jakieś pierwsze lepsze ubrania. Odświeżyłaś się, przebrałaś i opuściłaś łazienkę. Przeszłaś się po domku i nie mogą znaleźć swojego przyjaciela wyszłaś na zewnątrz. Ruszyłaś w głąb pobliskiego lasku, przecież intuicja podpowiadała Ci, że będzie siedział w Waszej altance. I nie myliłaś się. Już w oddali go zobaczyłaś. Jednak im bliżej podchodziłaś tym bardziej wątpiłaś swoim oczom. Zamrugałaś kilkakrotnie powiekami i stanęłaś w miejscu. Musiał usłyszeć, że podchodzisz, bo w mgnieniu oka się odwrócił w Twoją stronę.
-Przyszłaś. - wolnym, ale pewnym siebie krokiem zbliżał się w Twoją stronę.
-Co tutaj robisz? - krzyknęłaś oddalając się od niego. - Nie powinno Cię tutaj być !
-Nie denerwuj się, ja tylko..
-Co tylko?! - krzyknęłaś czując jak Twoje oczy zalewają się łzami. - Po jaką cholerę tutaj przyjechałeś? Kto Ci w ogóle powiedział gdzie jestem? Wynoś się ! Nie chcę Cię więcej widzieć na oczy!
-Violu, porozmawiajmy..
-Nie Paul, nie mamy o czym rozmawiać. - pokiwałaś głową ocierając przy tym mokre od łez policzki, odwróciłaś się i odeszłaś w stronę domku.
-Porozmawiaj ze mną. - nie dawał za wygraną. Szedł za Tobą krok w krok, ale Ty nie chciałaś odpuścić. Chciałaś mu pokazać, że jesteś twarda i nie chciałaś mu ulec. Weszłaś do  domku i trzasnęłaś drzwiami nie wpuszczając go do środka. Od razu wbiegłaś do pokoju, z którego kilkadziesiąt minut wcześniej wyszłaś. Rzuciłaś się na łóżko i ukryłaś swoją twarz w poduszce.
            Dopiero wieczorem podniosłaś swoje ociężałe ciało i wynurzyłaś się z pokoju. Nawet nie spojrzałaś w lustro przechodząc tuż obok niego. Wyjrzałaś przez okno i widząc na ganku siedzącego Paula poczułaś jakieś ukłucie w sercu. Z jednej strony nie chciałaś go widzieć, chciałaś zapomnieć o jego istnieniu. Jednak była też druga strona. Strona serca, które mówiło Ci, żebyś wpuściła go do środka i porozmawiała z nim. Tak też zrobiłaś. Wpuściłaś go do domku i wskazałaś drogę do malutkiego saloniku, gdzie w kominku iskrzył się ogień. Natomiast Ty, udałaś się do kuchni, gdzie zaparzyłaś gorącą, malinową herbatę. Postawiłaś dwa kubki gorącego napoju na stoliku, a z bujanego fotela dziadka Twojego przyjaciela zabrałaś koc, po czym narzuciłaś go na ramiona Lotmana.
-Nawet nie zdejmuje tego koca. - warknęłaś kiedy tylko zobaczyłaś, że ma zamiar zrzucić okrycie ze swoich ramion.
-Nie potrzebuję tego. - westchnął odkładając go obok siebie.
-Wiem, że jesteś idiotą, ale nie wiedziałam, że aż takim. - uniosłaś głos ponownie narzucając koc na jego ramiona. - Niedawno wyszedłeś ze szpitala, a tak teraz świrujesz.
-Czyli jednak Ci na mnie zależy. - w ostatniej chwili chwycił Twoją dłoń i wstając pociągnął ją ku sobie co sprawiło, że między Waszymi ciałami było zaledwie kilka milimetrów przerwy.
-Wyobraź sobie, że nie. - odsunęłaś się od niego na bezpieczną odległość. - Tylko już raz wylądowałeś przeze mnie w szpitalu, a jeżeli tak się stanie po raz kolejny to podasz mnie do sądu.
-Wiesz, że ja bym tego nie zrobił. - uniósł delikatnie kąciki ust ku górze.
-Wiesz, ale Twój klub raczej tak. Przecież zagraniczni gracze są traktowani o niebo lepiej niżeli Ci z Polski. - mruknęłaś pod nosem. - Czyż nie ?
-Wiesz, że tak nie jest. - chwyciła Twoje dłonie. - Dlaczego taka jesteś?
-Niby jaka? - wyrwałaś dłonie z jego uścisku.
-Taka cholernie zimna i wrogo nastawiona do mnie.
-Zastanów się najpierw, a później zadawaj te głupie pytania.
-Nie, to Ty powinnaś zastanowić się czego chcesz. - wymierzył w Twoją stronę palcem niczym bronią palną. - To Ty najpierw jesteś przy mnie i się o mnie troszczysz, a po chwili coś Ci się odwidzi i Cię nie ma. Czego Ty tak na prawdę chcesz?
-Chcesz wiedzieć? - poczułaś jak po Twoich policzkach spływają łzy, a on pokiwał twierdząco głową. - Chcę być szczęśliwa, czuć się dla kogoś ważną osobą. Chcę być częścią czyjegoś życia i nie cierpieć przez to. Chcę budzić się rankiem obok osoby, która mnie pokocha i dla której będę kimś zdecydowanie więcej niż tylko puzzlem w układance. Chcę po prostu czuć się kochaną mimo wszystko, a w szczególności mimo mojej chorej przeszłości. Ale komu ja to mówię, przecież Ty nie wiesz co to znaczy żyć pod zamknięciem i zastanawiać się co się stanie dnia następnego i czy aby na pewno otworzysz następnego dnia oczy. Ty tak na prawdę nie wiesz co to jest prawdziwe życie, do cholery.
-Nie płacz, już cicho. - mocno objął Cię swoimi ramionami, gładząc dłońmi Twoje włosy.
-Nic nie wiesz, nie potrafisz tego zrozumieć. - krzyknęłaś w jego klatkę piersiową, a on objął Cię jeszcze mocniej.
-To pozwól mi to zrozumieć, pozwól mi być przy Tobie. - ujął dłońmi Twoje policzka, by po chwili zachłannie wpić się w Twoje usta. Nie protestowałaś, przecież tego teraz potrzebowałaś najbardziej. Uniósł Cię delikatnie w górę, a Ty objęłaś go nogami w pasie. Po chwili leżałaś już na łóżku, a on powoli pozbywał się Twojej garderoby.
            Otworzyłaś oczy i rozejrzałaś się dookoła. Porozrzucane ubranie świadczyły o tym, że nie był to jedynie głupi sen. Ale nie wiedziałaś, gdzie podział się Lotman. Włożyłaś na swoje nagie ciało leżącą na podłodze koszulkę przyjmującego i związując włosy w wysokiego kucyka wyszłaś z pokoju. Do Twoich nozdrzy dotarł zapach świeżo zaparzonej kawy. Podeszłaś do niego i objęłaś go od tyłu składając delikatny pocałunek na jego ramieniu. On tylko przejechał dłonią po Twojej i uśmiechnął się. Może tego nie widziałaś, ale wiedziałaś, że na jego twarzy maluje się ten jego cudowny uśmiech, który mimo wszystko tak bardzo Ci się w nim podobał. Usiadłaś przy stoliku, a on po chwili położył na stole stos kanapek i kawę.
-Skąd Ty to wszystko wziąłeś? - zaśmiałaś się spoglądając na leżące na stole kanapki.
-Wiesz, Mikołaj zadbał o wszystko. - mrugnął okiem i usiadł naprzeciw Ciebie.
-Uknuliście to? - spojrzałaś na niego, a on jedynie nerwowo podrapał się po karku. Wtedy już wiedziałaś, że Twój przyjaciel przywiózł Cię tutaj specjalnie.
-Nie uciekaj już ode mnie. - uśmiechnął się gładząc kciukiem Twoją dłoń.




~*~

Mamy trzynastkę. Trochę późno, ale nie byłam w stanie zabrać się za pisanie tego rozdziału. Najpierw tydzień przed studniówką, później życie tą studniówką w następnym tygodniu. Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie będziecie mieć mi tego za złe. :). W ramach rekompensaty zamieszczam kilka zdjęć z mojego cudownego wieczoru, a w zasadzie z mojej cudownej nocy. :)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl! ;)




Z partnerem. ;)



Klasowe. ;)


Oczywiście podwiązek nie mogło zabraknąć. ;D


Z najlepszymi. ;)


Fragment poloneza. ;)


Jak ja je nazwałam: Trzy niebieskie księżniczki. ;D


No i ostatnie z części oficjalnej. ;)

To tylko kilka, te które bardzo mi się podobają. W sumie, chyba najbardziej przypadły mi do gustu, bo są w miarę normalne. ;D