„But if we're in it together,
it doesn't matter wherever we go.”
- If you are
Razem z Lotmanem wróciłaś do Rzeszowa. Obiecałaś mu, że postarasz się mu w pełni zaufać, co nie było łatwą rzeczą dla Ciebie. Przecież byłaś przyzwyczajona do tego, że możesz liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Siatkarz zatrzymał samochód pod blokiem, ale nie było to osiedle Twojej przyjaciółki, lecz jego. Niechętnie weszłaś do środka. Nie chciałaś tam wchodzić, choć sama nie wiedziałaś co Cię tak na prawdę zniechęca w tym mieszkaniu. Usiadłaś przy kuchennej wyspie, a przyjmujący zabrał się za przygotowywanie posiłku.
-Chciałbym, abyś dzisiaj poszła ze mną na trening. - postawił przed Tobą talerz z spaghetti i delikatnie się uśmiechnął.
-Nie ma mowy, Lotman. - zaprzeczyłaś, co nie spodobało mu się.
-Chcę, żebyś zobaczyła jak wygląda moja praca, tylko tyle. - musnął Twój policzek i usiadł na przeciw Ciebie.
Posiłek zjedliście w milczeniu, chociaż tak na prawdę to Ty milczałaś, a on nawijał jak katarynka. W Twojej głowie odbijało się echem jego zdanie o treningu, na który Cię zaprasza, ale Ty przecież nie chciałaś tam pójść. Jednak z drugiej strony obiecałaś, że postarasz się mu zaufać i chciałaś dotrzymać słowa. Kiedy zjedliście, Paul odwiózł Cię na odpowiednią ulicę. Tam pożegnałaś się z nim muskając delikatnie kącik jego ust. Wysiadłaś z samochodu i udałaś się pod odpowiednie drzwi.
Od razu po wejściu do mieszkania udałaś się do łazienki. Wzięłaś długi, gorący prysznic, a po otarciu ciała ręcznikiem ubrałaś się. Przecież musiałaś wyglądać na porządną osobę przy jego kolegach. Stając przed łazienkowym lustrem wytuszowałaś jedynie rzęsy i zrobiłaś kreskę na górnej powiece. Przecież tyle wystarczało, a Twoja twarz i tak nie była do tego przyzwyczajona. Wychodząc z mieszkania minęłaś się w drzwiach z Elwirą.
-Idź, idź. - uśmiechnęła się szeroko. - Paul już czeka.
Nie zareagowałaś na jej słowa, lecz szybko wybiegłaś z klatki. Tak jak mówiła Twoja przyjaciółka, Lotman już czekał na Ciebie oparty o maskę swojego samochodu. Podeszłaś do niego, a on szeroko się uśmiechnął i musnął delikatnie Twój policzek wargami.
-W takim stroju wybierasz się na trening? - zmrużyłaś oczy przyglądając mu się.
-W torbie mam ubrania treningowe. - zaśmiał się otwierając Ci drzwi samochodu. Wsiadłaś, a on momentalnie obiegł swój samochód. - Wiesz, że oni nie będą mogli oderwać od Ciebie wzroku?
-Wiesz dobrze, że nie chciałam tam jechać. - mruknęłaś pod nosem.
-Violu, spokojnie. - chwycił Twoją dłoń. - Oni chcą Cię poznać, więc nie bój się.
Ulżyło Ci słysząc jego słowa? Nie byłaś tego pewna. Całą drogę siedziałaś cicho, a on jedynie zerkał w Twoją stronę raz po raz się uśmiechając. Wydawało Ci się, że ta droga dłuży się niemiłosiernie i z każdą sekundą chciałaś coraz bardziej wysiąść z jego samochodu i wrócić do mieszkania.
Zajęłaś krzesełko tuż przy szatni, do której wszedł Lotman i rozejrzałaś się dookoła. Nie czułaś się komfortowo w tej sytuacji. Przechodzący ludzie - każdy jeden - wydawali Ci się tacy sami, mimo iż tak na prawdę nie byli do siebie w ogóle podobni. Takie bezczynne siedzenie i czekanie na przyjmującego nie należało do najciekawszych rzeczy, szczególnie dlatego, że te minuty trwały tak jakby mijały godziny.
-Już jestem. - usłyszałaś za sobą, kiedy przyglądałaś się jednemu ze zdjęć wiszącemu na korytarzu.
-W końcu. - mruknęłaś odwracając się do niego przodem. - Przecież czułam się jakby wieki minęły.
-Ouu, co ja tutaj widzę. - usłyszałaś zza pleców Amerykanina. - Cóż to za ślicznotka?
-Poznaj jednego z najstarszych. - Paul zaśmiał się odchodząc na bok. - Krzy..
-Krzysztof jestem. - wyciągnął w Twoją stronę dłoń, a Ty nieśmiało ją uścisnęłaś. - Ale dla takich pięknych Pań to Igła.
-Miło mi. - poczułaś jak Twoje policzki się rumienią. - Violetta.
-Piękna Pani to i piękne imię. - kolega Lotmana poruszał zabawnie brwiami.
-Ta piękna Pani, jak to mówisz jest moją dziewczyną. - Lotman objął Cię ramieniem i przygarnął ku sobie. - A z tego co wiem. to Twoja Iwona jest chorobliwie zazdrosna.
-No dobra, dobra. - zaśmiał się unosząc ręce ku górze w geście poddania się. - Już sobie idę.
Spojrzałaś się pytająco na przyjmującego, ale po wyrazie jego twarzy od razu stwierdziłaś, że nie ma o co pytać. On zaczął się śmiać, a Ty mu wtórowałaś. Objął Cię ramieniem i razem ruszyliście w stronę sali.
Przyglądałaś się z uwagą przyjmującemu. Byłaś pod wielkim wrażeniem tego, jak bardzo oddaje się swojej pasji. Nie potrafiłaś oderwać wzroku od niego, od tego jak denerwuje się po każdym zepsutym przyjęciu, po każdym zepsutym atakiem czy też po każdej zepsutej zagrywce. Ale przecież to był tylko trening. To wszystko było dla Ciebie nowe, a zarazem chciałaś w to brnąć dalej. Chciałaś poznawać jego pasję, a zarazem pracę. Przecież chciałaś z nim być, a ten sport był nieodłączną częścią jego życia. Kiedy trener zarządził koniec treningu on od razu usiadł obok Ciebie pijąc wodę.
-To było cudowne. - uśmiechnęłaś się spoglądając na pusty już parkiet.
-Proszę Cię, grałem beznadziejnie. - westchnął wycierając twarz ręcznikiem.
-Kochanie.. - dotarł do Ciebie kobiecy głos.
~*~
Mamy kolejny rozdział. Trochę znów opóźniłam, przepraszam. Miało być w sobotę, ale nie udało mi się tego napisać i dodać. Coś czuję, że moje pomysły na to opowiadanie się skończyły i nie mam już czego tutaj pisać..
Miało być odliczanie "byle do piątku", a tutaj grypa mnie rozłożyła. ;o. Tydzień przed feriami, zawsze spoko. Przynajmniej, przedłużę sobie ferie. ;p
Mam nadzieję, że nie przestraszyłam Was swoją gębą w poprzednim rozdziale. ;)
Gratulacje dla Jastrzębskiego Węgła! Zasłużyli na awans do FF, ale z drugiej strony szkoda mi Resovii Rzeszów. ;c. Ale cóż, zwycięzca mógł być tylko jeden! ;)
Pozdrawiam, inaccessiblegirl!
Ouuuu wyczuwam kłótnie.. znów.. :D
OdpowiedzUsuń;)
UsuńNo nie, co to za końcówka. Przecież już tak dobrze było. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to źle.
OdpowiedzUsuńWszystko się wyjaśni w kolejnym rozdziale. :)
Usuń