„Patrząc z bliska widzisz najmniej.”
- Wkręceni.
Stałaś i wpatrywałaś się w próg drzwi, a w Twoich oczach momentalnie pojawiły się łzy. W mgnieniu oka przy Tobie pojawił się Amerykanin, a Ty miałaś ochotę zamknąć drzwi tuż przed jej nosem.
-Mogę wejść? - spojrzała na Ciebie.
-Czego chcesz? Teraz sobie o mnie przypomniałaś? - krzyknęłaś.
-To nie tak..
-Nie tak? - zaśmiałaś się jej w twarz. - Więc jak? Miałaś mnie gdzieś, bo według Ciebie zrujnowałam swoje szczęście! Traktowałaś go lepiej ode mnie, a teraz przyłazisz do mnie?
-Violu, spokojnie. - Lotman wtrąciła się w wymianę zdań między Tobą, a Twoją matką.
-Nie będę spokojna, Paul. - otarłaś łzy z policzków i odeszłaś w stronę swojego pokoju.
*
Chciałeś pobiec za nią, ale z drugiej strony byłeś zdania, że nie wypadało zostawić w drzwiach dotąd nie znanej Ci kobiety. Zaprosiłeś ją do środka i zaproponowałeś herbaty. Zaparzyłeś i podałeś jej kubek, po czym usiadłeś naprzeciw niej.
-W nerwach nie wytłumaczycie sobie z Violą wszystkiego. - westchnąłeś nie odrywając od niej wzroku.
-Zraniliśmy ją, naszą jedyną córkę. - po jej policzkach spłynęły łzy. Widziałeś, że jest przejęta tą całą sytuacją. - Straciliśmy córkę.
-Niech pani tak nie mówi. - ujął jej dłoń w swoją. - Ona po prostu potrzebuje czasu.
-My nie mamy czasu. - westchnęła, a po jej policzku spłynęły łzy. - Mój mąż jest ciężko chory. Prosił mnie, żebym tutaj przyjechała i postarała się ją namówić odwiedzenia go, ale jednak nie dałam rady. - otarła mokre policzka i spojrzała na Ciebie. - A pan kim jest? Mieszka pan tutaj?
-Nie, nie mieszkam. - westchnąłeś i niepewnie się uśmiechnąłeś. - Jestem przyjacielem pańskiej córki.
-Mam nadzieję, że trafiła na bardzo dobrą osobę. - kobieta zacisnęła Twoją dłoń. - Tylko nie skrzywdź jej, bo stracisz ją tak jak i my ją straciliśmy.
-Nie skrzywdzę. - uniosłeś kąciki ust ku górze.
-Pójdę już. - podniosła się, a Ty razem z nią.
-Postaram się ją przekonać. - posłałeś ciepły uśmiech w stronę kobiety, a kiedy wyszła zamknąłeś za nią drzwi.
Nie rozumiałeś sam siebie. Przecież mogłeś jej powiedzieć, że jesteś chłopakiem Violetty, ale nie chciałeś tego. Dlaczego? Może zwyczajnie bałeś się reakcji jej rodzicielki, a to, że jesteś jej przyjacielem przyjęła zdecydowanie lepiej, bynajmniej tak Ci się wydawało. Stwierdziłeś, że tak będzie lepiej. Przecież nie chciałeś dokładać problemów zarówno jej, jak i Violetcie.
*
Uciekłaś do pokoju. Nie miałaś ochoty jej widzieć tak samo jak nie miałaś ochoty jej słuchać. Nie interesowało Cię w jakiej sprawie przyjechała do Ciebie. Miałaś to szczerze gdzieś. Nie potrafiłaś jej wybaczyć tego, że zostawiła Cię bez wsparcia i do tego zabroniła Twojemu ojcu kontaktu z Tobą. Przecież z kryminalistką nie wypadało im się zadawać. Usłyszałaś ciche pukanie do drzwi i szybko otarłaś łzy zalegające na policzkach.
-Mogę? - uchylił jej szerzej i spytał niepewnie. Kiwnęłaś twierdząco głową i przeniosłaś wzrok na okno. Nie chciałaś, aby zobaczył, że płakałaś.
-Poszła już? - starałaś się ukryć emocje, jakie panowały w Tobie.
-Tak. - usiadł obok Ciebie, objął ramieniem i przyciągnął Cię ku sobie. - Chciała z Tobą porozmawiać na temat Twojego taty.
-Paul, zrozum mnie, nie interesuje mnie ich życie. - poczułaś jak w Twoich oczach znów zbierają się łzy. - To oni mnie zostawili, nie ja ich.
-Twój ojciec jest chory. - powiedział bez owijania w bawełnę, a Ty odsunęłaś się od niego i z niedowierzaniem wpatrywałaś się w jego osobę. - Przyjechała, żeby Ci o tym powiedzieć.
Nie potrafiłaś wydusić ani jednego słowa. Wyjęłaś z szafy małą torbę podróżną swojej przyjaciółki i zaczęłaś pakować do niej swoje rzeczy. Amerykanin starał się odciągnąć Cię od tego chorego pomysłu, ale nie uległaś jego słowom. Napisałaś jedynie informację dla Elwiry i Mikołaja, żeby się o Ciebie nie martwili i wybiegłaś z mieszkania.
Po niecałej godzinie byłaś już w niewielkim miasteczku w pobliżu Rzeszowa. Nie przeszkadzało Ci nawet to, że Lotman łamie wszelkie przepisy drogowe. Tym razem miałaś to gdzieś. Cieszyłaś się, że jest z Tobą, chociaż wcześniej nie pałałaś optymizmem do tego pomysłu. Wpadłaś do mieszkania rodziców, ale Twojej matki nie było. Jedynie ciotka, która wpuściła Was do środka. Czy ucieszyła się z Twojego widoku? Zapewne bardziej niżeli Twoja matka. Przywitałaś się z nią, przedstawiłaś jej przyjmującego jako swojego przyjaciela i udaliście się za nią do salonu.
-Twoja mama mówiła, że nie chciałaś z nią rozmawiać. - westchnęła. - Mówiła, że nie wiesz o chorobie ojca.
-Bo nie wiedziałam. - otarłaś mokre od łez policzka. - Paul mi powiedział. Rozmawiała z nim. w którym szpitalu jest? Chcę do niego pojechać.
-O tej godzinie nie ma sensu. Idźcie się położyć, a jutro z samego rana pojedziesz do szpitala. - posłała w Twoją stronę ciepły uśmiech.
-Ale..
-Twój pokój nadal jest w tym samym miejscu. - pogładziła dłonią Twoje ramię. - I z tego co wiem nic się tam nie zmieniło.
Niepewnie się uśmiechnęłaś. Przyjmujący chwycił Twoją walizkę i ruszył za Tobą. Otworzyłaś drzwi na końcu korytarza i zaprosiłaś go do środka. położył na podłodze Twoją walizkę i rozejrzał się dookoła. Był nieco zdziwiony zastanym tam widokiem.
-Nie wygląda jak pokój nastolatki. - zaśmiał się, a Ty razem z nim.
-Kiedy tutaj mieszkałam miałam inne plany na przyszłość. - westchnęłaś, a on spojrzał na Ciebie pytająco. - Chciałam iść na studia związane z turystyką. Moim marzeniem było zrobić licencję na przewodnika i oprowadzać ludzi po różnych miastach w różnych krajach. - uśmiechnęłaś się na samą myśl o tamtych czasach. - Już miałam nawet wybrane miasto do studiowania, uczelnię. Wszystko. Ale później całe moje życie odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Dlaczego teraz tego nie zrobisz? - podszedł do komody, na której stało kilka ramek ze zdjęciami. - Przecież możesz iść na studia.
-Teraz nie widzę sensu. - westchnęłaś stając za nim.
-Zawsze jest sens. - uśmiechnął się i wskazał dłonią na jedną z ramek. - Kto to?
-Filip. - chwyciłaś ramkę i przejechałaś opuszkami palców po zdjęciu. - Mój młodszy brat. Co prawda zaledwie o dwa lata, ale młodszy. - zaśmiałaś się odkładając ramkę na jej miejsce. - On spełnia zapewne teraz swoje marzenia. Odkąd pamiętam chciał wyjechać do Stanów i tam studiować. Zawsze twierdził, że tamtejsze uczelnie są najlepsze.
-No wiesz, coś w tym musi być. - zaśmiał się, a Ty zmierzyłaś go wzrokiem.
-No nie powiedziałabym. - wytknęłaś w jego stronę język.
Mocno Cię przytulił. Potrzebowałaś tego. Potrzebowałaś teraz jego wsparcia i bliskości jak nigdy dotąd. Wiedziałaś, że będzie przy Tobie. Musnął delikatnie Twoje wargi, ale tę chwilę przerwało Wam pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły.
-Mogę?
~*~
Mamy kolejną część. Pisana bardzo na szybko, ponieważ nie wiem czy przez weekend zdążę cokolwiek napisać. Muszę w końcu ogarnąć Dżumę no i książki. Nauczyć się z angielskiego, z ekonomiki, z matematyki i zrobić projekt z rachunkowości. Trochę tego mam, a miałam całe dwa tygodnie ! ;o. Ale co tam, zrobię to później. ;D
Nie podoba mi się to u góry, ale ocenę zostawiam Wam. ;)
Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!