“One day I will be ready to go, see
the world behind my wall.”
- World behind my wall
Mijał już trzeci dzień od wypadku, a on nadal nie otworzył oczu. Nadal nie dawał żadnych oznak do tego, abyś mogła odetchnąć z ulgą. Bałaś się o niego i nie potrafiłaś temu zaprzeczyć. Do szpitala przychodziłaś wczesnym rankiem, a późnym wieczorem lekarze dosłownie musieli Cię wyciągać siłą z jego sali. Nie chciałaś go zostawiać samego, lecz być przy nim cały czas. Bo przecież nawet jak wracałaś do mieszkania nie potrafiłaś zmrużyć oka. Cały czas byłaś myślami przy nim. Nie miałaś czasu aby cokolwiek zjeść, aby się wyspać. Dwójka Twoich przyjaciół namawiała Cię do tego, ale Ty starałaś się być nieugięta. Jakby tego było mało, strach o niego sprawiał, że nie byłaś w stanie niczego przełknąć.
-Viola, spójrz na siebie. - Mikołaj starał się do Ciebie dotrzeć. - Powinnaś coś zjeść. Marnie wyglądasz, a samą kawą nie przeżyjesz.
-Nie martw się o mnie, Mikołaj. - wysiliłaś się na delikatnie uniesienie kącików ust ku górze. - Muszę iść, może dzisiaj się czegoś dowiem. - westchnęłaś i pożegnałaś się z nim. Jedynie na tyle było Cię stać.
Wchodząc do rzeszowskiego szpitala od razu kupiłaś sobie w automacie kawę, po czym udałaś się na odpowiednie piętro. Tam ujrzałaś kilku dość wysokich mężczyzn i siostrę amerykańskiego przyjmującego. Chciałaś się wycofać i wyjść, jednak na Twoje nieszczęście, Rebecca w ostatniej chwili Cię zawołała. Nie biło od Ciebie optymizmem, aby tam podchodzić, ale ona wyszła w Twoją stronę i pociągnęła za Twoją rękę. Niechętnie stanęłaś pomiędzy wielkoludami, z którymi Rebecca od razu Cię zapoznała.
-Więc to Ty jesteś Violetta. - uśmiechnął się do Ciebie i wyciągnął w Twoim kierunku dłoń, którą uścisnęłaś. - Ja jestem Piotrek. A Ci tam to Krzysiek, Fabian, Dawid, Grzesiek i Niko.
-Miło mi. - wysiliłaś się na delikatny uśmiech, po czym spojrzałaś na siostrę Lotmana, która kiwnęła jedynie głową. Nie czekając długo weszłaś do jego sali i usiadłaś na krzesełku przy łóżku. Ujęłaś jego dłoń w swoją i delikatnie przysunęłaś ją do swoich ust, którymi ją musnęłaś. Po kilku godzinach wyszłaś z sali, ale tylko dlatego, żeby podejść do automatu i kupić kawę. Kiedy wróciłaś z plastikowym kubeczkiem w dłoni nie wiedziałaś co się dzieje.
-Rebecca, co się stało? - niemalże krzyknęłaś podchodząc do niej. - Powiedz mi, do cholery, co się stało!
-Spokojnie, nie denerwuj się. - przytuliła Cię do siebie. - Wybudził się Violu, on się w końcu obudził.
Nie czekając długo i nie myśląc zbyt wiele wepchnęłaś jej w dłoń plastikowy kubeczek i niemalże wbiegłaś do sali. Lekarze prosili Cię, abyś wyszła, jednak Ty stanowczo zaprzeczałaś. Stanęłaś tuż obok łóżka siatkarza, a ten delikatnie się uśmiechnął, kiedy tylko Cię zobaczył.
Przez kolejne dni może nie przebywałaś w szpitalu od rana do wieczora, ale co najmniej kilka godzin. Przynosiłaś mu owoce i wodę, a on za każdym razem Ci dziękował i mówił, że nie trzeba było. Tym razem było tak samo. Kiedy tylko przekroczyłaś próg sali, w której leżał znów chciał powiedzieć te słowa, lecz widząc Twoją minę, od razu zwątpił.
-Jak się czujesz? - podeszłaś do łóżka i pochylając się musnęłaś jego policzek.
-Lepiej. - uśmiechnął się, a Ty zaczęłaś wyjmować z torby świeże owoce. - Tyle razy Ci mówiłem, że niepotrzebnie marnujesz czas na chodzenie po sklepach. A poza tym, karmią mnie tutaj.
-Takim jedzeniem to oni sobie mogą karmić zwykłego człowieka, a nie sportowca. - zaśmiałaś się siadając na krześle, a on uczynił to samo.
-Póki co, to nawet ja się nie nadaję do sportu. - odwrócił głowę w drugą stronę, zaciskając dłonie w pięści.
-To wszystko moja wina. - poczułaś, jak do Twoich oczu napływają łzy. - To przeze mnie tutaj leżysz. To ja powinnam być na Twoim miejscu.
-Nie mów tak, Violu. - chwycił Twoją dłoń. - Nie przeżyłbym Twojego widoku w tej sali.
-A myślisz, że mi jest łatwo Cię oglądać w tych sterylnych ścianach? - westchnęłaś podnosząc się, kiedy tylko usłyszałaś jak drzwi się otwierają.
-Ooo, przepraszam, nie wiedziałem, że masz gościa. - podrapał się po karku. - Nie będę przeszkadzał.
-Spokojnie, już wychodzą. - nerwowo pozbierałaś swoje rzeczy, pożegnałaś się z Lotmanem całując go w policzek i wyszłaś z sali.
Nim się spostrzegłaś minął kolejny tydzień, a Lotman od kilku dobrych dni zalegał już w swoim mieszkaniu. Nie odwiedzałaś go od kilku dni, choć nie było to łatwą decyzją do podjęcia. Bałaś się, że będzie chciał rozmawiać o Was, a tego szczerze nie chciałaś. po prostu bałaś się stawić temu czoła i wolałaś udawać, że masz bardzo dużo pracy. Cieszyłaś się, że przez te kilka dni od jego wyjścia ze szpitala udawało Ci się to. Jednak do czasu.
-Co Ty do cholery wyprawiasz ?! - dotarł do Ciebie krzyk.
-Em.. - zastanowiłaś się przez moment. - Zapewne pracuję.
-Nie o to mi chodzi. - warknęła w Twoim kierunku zamykając segregator znajdujący się przy Twoich dłoniach. - po co mu to wszystko robisz? Najpierw się nim opiekujesz w szpitalu, a teraz masz go w dupie !
-Rebecca, to nie tak.. - westchnęłaś siadając na krześle. - Ja po prostu nie potrafię stworzyć szczęśliwego związku, nawet gdybym chciała. To jest dla mnie po prostu za trudne, musisz to zrozumieć.
-Mogłaś go chociaż odwiedzić, zanim inna Ci go odbierze. - pokręciła z politowaniem głową, odwróciła się na pięcie i wyszła.
Nie rozumiałaś jej słów, nie miałaś zielonego pojęcia o co jej chodzi. Jednak nie potrafiłaś stawić czoła temu wszystkiego. W głębi serca wiedziałaś, że nie będziesz potrafiła o nim zapomnieć, ale z drugiej strony też nie chciałaś skazywać go na życie z Tobą - kryminalistką, która wyszła jedynie za dobre sprawowanie. W takim oto rozmyślaniu minęły Ci kolejne godziny i już wychodziłaś z restauracji. Tym razem towarzyszyła Ci Elwira, która chciała się wybrać z Tobą na zakupu. Jednak nie spodziewałaś się, że zobaczysz w galerii handlowej coś takiego.
~*~
Mamy kolejną część. Jakaś taka bez składu i ładu, szkoda gadać. Pisałam ten rozdział przez dobry tydzień i na szczęście go skończyłam. Mam nadzieję, że dodam coś jeszcze w tym tygodniu, a jeżeli nie to w następnym przed weekendem. Jednak nie obiecuję, bo teraz pozostało mi sporo zamieszania i niestety nie jestem w stanie określić kiedy coś będę w stanie dodać. Ale mam nadzieję, że jeszcze w styczniu coś się tutaj pojawi. ;)
Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!
przepraszam, że ostatnio nie komentowałam, ale niestety jakoś tak wyszło, że dużo obowiązków i w ogóle. :c
OdpowiedzUsuńRebecca po części może ma i rację, bo Viola odwiedzając Lotmana robiła mu nadzieję a potem, kiedy było już z nim coraz lepiej po prostu go nieładnie już mówiąc olała. to bardzo skomplikowany typ głównej bohaterki i choćbym chciała raczej nie jestem w stanie się z nią utożsamić. momentami nie potrafie zroumieć jej postępowania i mam wrażenie, że to co robi wcale nie jest dobre nie tylko dla niej ale i dla innych.
+ serdecznie zapraszam na kolejny odcinek mojego humorystycznego opowiadania o Realu Madryt, który ukazał się po dość długiej przerwie.
kogo Ana zastanie w swoim biurze? i co tym razem szykują Królewscy? odpowiedzi na te i inne pytania na
te-quiero-para-siempre.blogspot.com
Wyczuwam kłopoty..
OdpowiedzUsuńSzkoda mi jej. Oczywiście, niby to jest wina, ale mogę sobie tylko wyobrażać jak bardzo te wszystkie wydarzenia odbiły się na jej psychice, że teraz boi się jakiegokolwiek uczucia i związku. Mam nadzieję, że to się zmieni. No inaczej być nie może, przecież idealnie do siebie pasują! :)
Część już w kolejnym rozdziale się wyjaśni. ;)
Usuńhttp://uwiklani-w-sieci-klamstw.blogspot.com/, http://pelni-sprzecznosci.blogspot.com/, zapraszam na nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuń