sobota, 29 marca 2014

# Wspomnienie dwudzieste pierwsze





Here I am, standing hopeless with no plan.”
                                                                                                                                - Imagine.




            Pogrzeb. Nie potrafisz opisać tego cholernego uczucia, które w tamtym momencie czułaś. No właśnie, a co tak naprawdę czułaś? Pustkę, żal i smutek. Cieszyłaś się jedynie z tego, że Amerykanin trwał przy Tobie w tym najtrudniejszym dla Ciebie dniu od momentu, kiedy opuściłaś szare mury więzienia. Na stypę się nie wybierasz. Przecież nie masz zamiaru siedzieć wśród zupełnie obcych twarzy, którzy będą Cię traktować jak jakiego wyrzutka rodziny. Żegnasz się z Filipem i jego żoną, po czym razem z Paulem wsiadasz do jego samochodu. Kilka kilometrów po wyjeździe z rodzinnego miasteczka opierasz głowę o szybę i zamykasz oczy. Byłaś bardzo zmęczona, bo przecież od czasu śmierci ojca nie przespałaś ani jednej całej nocy. Budziłaś się ze łzami w oczach, a wtedy od razu obok Ciebie pojawiał się Filip. Za to byłaś mu wdzięczna. Za to, że był przy Tobie w tych trudnych dla Ciebie chwilach.
-Violu, jesteśmy. - słyszysz cichy szept Lotmana i otwierasz oczy.
-Przepraszam, ja.. Przepraszam. - przecierasz oczy, a on tylko się uśmiecha do Ciebie i wysiada z samochodu, po czym otwiera drzwi od Twojej strony. - Ale przecież to nie jest mieszkanie Elwiry.
-Wiem. - pomaga Ci wysiąść z samochodu. - To jest moje mieszkanie i nie pozwolę Ci teraz być samej. Tutaj zawsze jest Rebecca i nie będziesz sama siedziała w mieszkaniu.
-Tam byłaby Elwira. - mruczysz pod nosem.
-Wyjechała do Berlina na jakąś konferencję, a Mikołaj pojechał w odwiedziny do swoich rodziców. - wchodzicie do środka, a tam od razu wita Was siostra przyjmującego. Wysilasz się na sztuczny uśmiech, a ona Cię przytula. Po chwili prowadzi Cię do Twojego pokoju. Tak dziwnie to brzmi, czyż nie? Dziękujesz jej skinieniem głowy i od razu siadasz na łóżku. Lotman kładzie przy szafie Twoją walizkę, po czym siada obok Ciebie.
-Jak będziesz czegoś potrzebować to jestem obok. - całuje Cię w czoło, podnosi się i wychodzi z pokoju. Kładziesz się na łóżku i momentalnie zamykają Ci się oczy.
           Kolejny dzień. Kolejny cholerny dzień, który znów sprawia, że na Twojej twarzy witają znów łzy. Nie masz nawet siły zwlekać się z łóżka, ale Rebecca dosłownie wymusza to na Tobie. Ubierasz się, robisz delikatny makijaż, aby zakryć podkrążone oczy, a po chwili siostra Twojego ukochanego wpada do Twojego pokoju i ciągnie Cię za dłoń.
-Gdzie idziemy? - pytasz niechętnie wsiadając do jej samochodu.
-Chcę abyś doradziła mi w kupnie sukienki. - westchnęła odpalając silnik.
-Wiesz, to chyba nie jest najlepszy pomysł. Nie nadaję się do tego.
-Violu, daj spokój. Nie możesz się tak zamartwiać do końca życia. Musisz znów zacząć żyć, uśmiechać się. Przecież Twój ojciec nie chciałby, abyś się smuciła teraz.
Nie odpowiedziałaś. Nie miałaś ochoty dalej ciągnąć tej rozmowy. Nie byłaś jeszcze na to gotowa, bądź też nie chciałaś drążyć tematu. W głębi serca doskonale wiedziałaś, że siostra Lotmana miała rację, ale nie chciałaś jej tego przyznać. W rzeszowskiej galerii handlowej starałaś się pomóc siostrze siatkarza, ale nie bardzo Ci to wychodziło. Poinformowałaś ją, że idziesz do kawiarni i tam na nią będziesz czekać. Zamawiasz Cappuccino i kawałek tiramisu, po czym zajmujesz miejsce przy stoliku. Kiedy tylko kelnerka przynosi Ci zamówienie dziękujesz jej i zabierasz się za jedzenie.
-Tutaj jesteś. - naprzeciw Ciebie siada cholernie zmęczona Rebecca odstawiając torby z zakupami na jedno z wolnych krzeseł.
-Nie musisz mnie pilnować, nie jestem dzieckiem. - mruknęłaś pod nosem i podsunęłaś w jej stronę talerzyk wraz ze szklanką kawy. - Zjedz sobie sama, odechciało mi się.
Mówi coś w Twoją stronę, ale nie bardzo Cię to obchodzi. Wychodzisz z galerii i kierujesz się w stronę Podpromia, aby porozmawiać z Lotmanem. Kiedy dochodzisz na miejsce widzisz jak zawodnicy opuszczają już swój drugi dom i żegnają się.
-Paul! - krzyczysz kiedy widzisz, że on nawet nie patrzy w Twoją stronę.
-Viola? - dziwi się Twoją obecnością, ale szybkim krokiem podchodzi do Ciebie i całuje Cię w policzek. - Co tutaj robisz?
-Chciałam z Tobą porozmawiać. - wzdychasz spuszczając wzrok. - Ale nie tutaj.
-So, chodźmy na obiad. - uśmiecha się i obejmuje Cię w pasie.
            Wchodzicie do restauracji i zajmujecie jeden z wolnych stolików. Przeglądacie karty z daniami, a kiedy już jesteście zdecydowani na co macie ochotę składacie zamówienie oddając kelnerce karty.
-Co się stało? - pyta sięgając po szklankę z wodą.
-Ja tak nie mogę, Paul. - wzdychasz podnosząc wzrok na jego osobę. - Ja nie potrafię tak żyć wiedząc, że ktoś traktuje mnie jak małe dziecko.
-Ale czekaj, czeka. - przerywa Ci. - Możesz jaśniej?
-Traktujesz mnie jak małe dziecko, tak samo jak i Twoja siostra. Nie mogę mieszkać w mieszkaniu Elwiry, bo boisz się, że sobie coś zrobię. Nie mogę zostać sama w mieszkaniu, bo Rebecca boi się, że sobie coś zrobię. Nie jestem dzieckiem, do cholery. Nie musicie się o mnie martwić, bo nie jestem głupia. Przeżyłam w życiu więcej niż Ty i niż ona, potrafię sobie ze wszystkim poradzić. - mówisz na jednym tchu.
-Co mam przez to rozumieć?
-Paul, nie zrozum mnie źle. Nie chcę być uwięziona, chcę wreszcie poczuć co to znaczy wolność. Chcę być wolna, popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie chcę być pilnowana na każdym kroku, już raz to przeżyłam. Nie potrafię się dostosować do takiego życia, takie siedzenie i nic nie robienie nie jest dla mnie. Chcę wreszcie poczuć, że żyję, rozumiesz?
-Czy mam przez to rozum..
-Przepraszam, Paul. - weszłaś mu w słowo i wstałaś. - Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. - musnęłaś delikatnie jego policzek i kładąc dłoń na jego ramieniu odeszłaś.
Wyszłaś z restauracji i pierwsze co zrobiłaś to poszłaś na spacer, a nogi same skierowały Cię do mieszkania Twojej przyjaciółki. Weszłaś na odpowiednie piętro i zapukałaś do drzwi. Otworzył Ci Mikołaj.
-Violu! Jak się cieszę, że Cię widzę! - od razu porwał Cię w swoje ramiona i mocno przytulił.
-Już wróciłeś? - spytałaś nieco zaskoczona.
-Skąd miałem wrócić? - zdziwił się.
-Przecież pojechałeś w odwiedziny do swoich rodziców.
-Nie, coś musiało Ci się pomylić. Nigdzie nie byłem. - zaśmiał się i znów Cię przytulił, a Ty odsunęłaś się od niego i wybiegłaś z bloku.



~*~ 

Wiem, dodaję późno. Ale postaracie się mnie zrozumieć.. Miałam próbny egzamin zawodowy - musiałam się uczyć na niego. Do tego muszę poprawiać oceny, bo już niebawem kończę swoją edukację w szkole średniej i niestety w tej chwili mam strasznie mało czasu. Jednak jak tylko będę miała chwilkę to będę starała się coś tutaj dodawać. :)
Co do rozdziału.. Nie podoba mi się, jest dziwny, ale postarałam się go napisać. Jednak nie potrafię teraz stwierdzić kiedy dodam następny, mam nadzieję, że wkrótce. :)








Tak mnie coś wzięło na wspominanie cudownych wakacji i pomyślałam, że dodam kilka zdjęć z Niemiec. :)


Pozdrawiam, inaccessiblegirl



poniedziałek, 10 marca 2014

# Wspomnienie dwudzieste.




There's a big, big love in the air .”
                                                                                       - Big love




            Z samego rana od razu weszłaś do łazienki. Wzięłaś prysznic, aby się obudzić i od razu się ubrałaś. Spięłaś włosy w wysokiego kucyka i zeszłaś na dół. Przywitałaś się z ciotką, zabrałaś ze stołu jabłko i wyszłaś z rodzinnego domu. W drzwiach minęłaś się z matką, która była zaskoczona Twoim widokiem. Nie miałaś ochoty z nią rozmawiać, dlatego od razu podbiegłaś do podjeżdżającego samochodu. Wsiadłaś do środka i przywitałaś się z Filipem. W szpitalu byliście kilka minut przed godziną dziesiątą. Niemalże wbiegłaś do sali, w której znajdował się Twój ojciec. Usiadłaś na skraju łóżka i chwyciłaś jego dłoń.
-Tak bardzo Cię przepraszam. - szepnęłaś przysuwając jego dłoń ku swojej twarzy. - Tak bardzo Cię przepraszam, zawiodłam Cię. Jako jedyny wierzyłeś we mnie, a ja Ciebie zawiodłam. - otarłaś spływające po Twoich policzkach łzy.
-Kochanie.. - poczułaś jak zaciska Twoją dłoń i niemalże nie słyszałaś jego słów. - Nie zawiodłem się na Tobie.
-Tato, nie powinieneś się przemęczać, nie mów nic. - pogładziłaś jego policzek.
-Musisz wybaczyć mamie. Ona żałuje. Jesteś teraz tutaj więc mogę spokojnie odejść. Teraz wiem, że nie masz mi za złe tego, że Cię zostawiłem z tym wszystkim.
-Tato, nie mogłabym Cię nienawidzić. - pochyliłaś się nad nim i przytuliłaś się do niego.
-Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie na no..
-Filip! Panie doktorze ! - krzyczałaś, do czasu, kiedy w sali pojawił się lekarz.
Niemalże siłą wyciągnął Cię z sali Waszego ojca. Przyciągnął Cię ku sobie i mocno przytulił. Czułaś jak jego koszulka staje się z każdą chwilą bardziej mokra pod wpływem Twoich łez. Nie potrafiłaś przestać płakać, to było silniejsze od Ciebie.
-Przykro nam. - dotarły do Ciebie słowa wypowiedziane przez doktora.
Zaczęłaś krzyczeć nie mogąc w to uwierzyć, a dłońmi mimowolnie uderzałaś w klatkę piersiową Filipa. Miałaś świadomość, że dopiero odzyskałaś ojca, a już ponownie go straciłaś, tym razem na zawsze.
            Filip nie chciał Cię zostawiać samej, dlatego wbrew Twoim protestom zabrał Cię do swojego mieszkania, które wynajmował razem ze swoją ukochaną. Czułaś się co najmniej dziwnie wchodząc do ich hotelowego pokoju. Nie miałaś ochoty tam być, a tym bardziej nie chciałaś w takim momencie poznawać jego wybranki. Kiedy tylko weszliście do środka do Filipa od razu podbiegła dziewczynka.
-Tatusiu, a pobawisz się ze mną?
-Kochanie, chodź do mnie, tatuś pobawi się z Tobą później. - od razu zabrała ją i poszła do drugiego pokoju.
-Dlaczego? Dlaczego on musiał mnie teraz zostawić ?! - niemalże krzyknęłaś połykając łzy, które spływały po Twoim policzku.
-Vilu, dobrze wiesz, że to nie jest Twoja wina. - położył dłoń na Twoim ramieniu. - Nie wiemy dlaczego zachorował, nic nie wiemy. Nie było nas tutaj.
-Teraz, kiedy mogłam go odzyskać, on nas zostawił.
-Daj telefon, zadzwonię do Paula, żeby przyjechał po Ciebie.

*

            Nie odzywała się. Nie wiedziałeś co się z nią dzieje. Może i minęła zaledwie jedna noc, ale czułeś, że coś jest nie tak. Starałeś się skupiać swoje myśli na treningu, ale nie potrafiłeś. Po ostatnich zdaniach trenera opadłeś na płytę boiska i nie miałeś ochoty się podnosić.
-Lotman, nie zamartwiaj się. - Igła cały w skowronkach usiadł obok Ciebie. - Jak kocha to wróci.
-Żeby tu chodziło o to.. - westchnąłeś.
-Wal śmiało, chętnie wysłuchamy. - z drugiej strony momentalnie pojawił się Nowakowski, który był równie ciekawy, dlaczego byłeś taki struty od rana.
-Wyjechała do rodzinnego miasteczka. - westchnąłeś. - Jej ojciec jest chory.
-To co tutaj jeszcze robisz?
-Trenuję? - mruknąłeś pod nosem, podniosłeś się i ruszyłeś w stronę szatni.
Wziąłeś szybki prysznic, ubrałeś się i spakowałeś swoją torbę. Pożegnałeś się z klubowymi kolegami krótkim "Cześć" i wyszedłeś wyciągając z kieszeni kurtki telefon. Zobaczyłeś kilka nieodebranych połączeń, po czym przeczytałeś wiadomość tekstową. Zamarłeś na moment i od razu ruszyłeś w stronę pokoju trenera.
-Potrzebuję kilka dni wolnego. - wpadłeś bez pukania.
-Jak to? Teraz? Będziemy grać play-off, a Ty chcesz kilka dni wolnego? - wiedziałeś, że Kowal tak zareaguje, ale nie miało to dla Ciebie większego znaczenia.
-Potrzebuję. - zacisnąłeś dłonie w pięści.
-Jak mi wytłumaczysz dlaczego to tak ważne, to może to zrozumiem. - westchnął rozsiadając się na krześle, a Ty nie wiedziałeś co masz powiedzieć. Bo w sumie kim ona dla Ciebie była? Kimś ważnym, tego byłeś pewny. Ale nie byliście związani ze sobą małżeństwem, więc nie mogłeś go okłamać.
-Więc.. - powiedziałeś niepewnie po dłuższej chwili wpatrywania się w obrany wcześniej punkt na ścianie. - Zmarł ojciec mojej narzeczonej, chcę być przy niej. Ona potrzebuje wsparcia, zbyt wiele przeszła w życiu.
-Ma rodzinę? Niech ona się nią zajmie, a nie Ty będziesz zawalał treningi i mecze.
-To jest dla mnie ważne. Ona mnie potrzebuje.
-Nie interesuje mnie to. - podniósł się zakładając ręce na klatce piersiowej. - Musisz wybrać.
Nie zastanawiałeś się długo. Rzuciłeś torbę treningową na podłogę, odwróciłeś się i wyszedłeś trzaskając drzwiami. Był to zupełny moment, w którym sprawa Violetty była dla Ciebie o wiele ważniejsza. Po drodze spotkałeś Ignaczaka i Nowakowskiego, którzy przyglądali się Tobie z uwagą.
-Co jest? - Ignaczak chwycił Cię za ramię co spowodowało, że się zatrzymałeś.
-Kazał mi wybierać. Albo ona, albo drużyna. - zacisnąłeś dłonie w pięści.
-Wybrałeś ją? - nieco niepewnie Nowakowski zbliżył się do Ciebie.
-Potrzebuje mnie, jej ojciec zmarł, nie mogę jej zostawić samej. - uniosłeś głos i odszedłeś. Wsiadłeś do samochodu i odjechałeś z piskiem opon.

*

            Nie odzywałaś się. Jak dwie godziny temu usiadłaś na kanapie w salonie, tak siedziałaś do tej pory. Nie zjadłaś kanapek zrobionych przez Filipa i nie wypiłaś nawet herbaty, która od dobrych kilkudziesięciu minut stała przed Tobą na stoliku. Nie docierały do Ciebie słowa, które zapewne Filip wypowiadał do Ciebie.
-Violu.. - Lotman wpadł do salonu jak oparzony i porwał Cię w swoje ramiona.
-Paul.. - westchnęłaś połykając łzy. - Powiedz, że to jakiś cholernie głupi sen..
-Spokojnie, nie musisz płakać. Przecież wiesz, że jestem z Tobą. - pogładził dłonią Twoje włosy, po czym pocałował Cię w czubek głowy.





~*~

Mamy kolejną część. :). Miała się pojawić w sobotę, ale niestety nie miałam zbyt wiele czasu, aby ją napisać, dlatego dodaję dzisiaj. :).  Mam nadzieję, że podoba się Wam. :)
A teraz.. Zasiadam przed słówkami z angielskiego.. -,-

Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl!




wtorek, 4 marca 2014

# Wspomnienie dziewiętnaste.






Think about home when you're far away.”
                                                                                                                               - Break of dawn.




            Spojrzałaś przez ramię Lotmana, a na Twojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. On sam nie bardzo wiedział kim jest osoba, która stała w progu drzwi, ale nie przejmowałaś się tym teraz. Nie wierzyłaś własnym oczom, ale od razu wpadłaś w jego ramiona. On mocno Cię przytulił, a Ty odwzajemniłaś jego uścisk.
-Co tutaj robisz? - poczułaś jak w Twoich oczach zbierają się łzy.
-Dowiedziałem się o chorobie ojca. - westchnął. - Dlatego tutaj jestem, nie mogłem nie przyjechać. Ale co Ty tutaj robisz, myślałem, że nie zobaczę Cię tutaj.
-Gdyby nie choroba ojca to nie byłoby mnie tutaj. - otarłaś mokre od łez policzki. - Musiałam tutaj przyjechać, przecież to nie jego wina, że matka zabraniała mu kontaktować się ze mną. Nie potrafiłabym tego tak zostawić, jego tak zostawić.
Nie odpowiedział nic. Jedynie znów mocno Cię przytulił, a Ty nie potrafiłaś nie zrobić tego samego. Mocno objęłaś rękoma jego szyję, a kiedy odsunęłaś się od niego podeszłaś do Amerykanina i delikatnie się uśmiechnęłaś. Spojrzał na Ciebie pytająco, a Ty chwyciłaś dłoń Lotmana, którą on sam mocno ścisnął.
-Filip, poznajcie się. To jest Paul. - uśmiechnęłaś się. Nie musiałaś patrzyć na siatkarza, bo doskonale wiedziałaś, że też się uśmiecha.
-Paul, to jest mój młodszy brat, Filip. - położyłaś specjalny nacisk na wyraz młodszy i całą trójką zaśmialiście się.
Filip nie chciał Wam przeszkadzać, dlatego wyszedł w mgnieniu oka z Twojego pokoju, a Ty zamknęłaś za nim drzwi. Stanęłaś przy oknie wpatrując się w dobrze Ci znany widok. Poczułaś dłonie przyjmującego na swojej talii, a jego ciepły oddech na swojej szyi. Odwróciłaś się do niego przodem i objęłaś rękoma jego szyję.
-Powinieneś już jechać. - westchnęłaś wpatrując się w jego oczy.
-Żartujesz sobie? - zrobił wielkie oczy, a Ty zaśmiałaś się cicho. - Nie zostawię Cię tutaj.
-Paul, nie martw się o mnie. - pogładziłaś dłonią jego policzek. - Mam Filipa i ciotkę, nie pozwolą mnie skrzywdzić. A Ty powinieneś wracać, masz jutro rano trening.
-Nie będę mógł się i tak skupić na tym treningu. - westchnął odgarniając kosmyk Twoich włosów za ucho.
-Nie Paul, nie będziesz przeze mnie zawalał treningów, to jest Twoja praca. - ułożyłaś dłoń na jego policzku i delikatnie musnęłaś jego usta.
            Stanęłaś na werandzie rodzinnego domu i przyglądałaś się jak Lotman odjeżdża. Miałaś ochotę go zatrzymać, ale wiedziałaś, że powinien wracać. Wiedziałaś, że tak będzie lepiej. Wiedziałaś też, że jeżeli tylko będziesz tego potrzebowała to możesz do niego zadzwonić. Z letargu rozmyśleń wyrwał Cię Twój brat.
-Zmarzniesz i się rozchorujesz. - uśmiechnął się i narzucił na Twoje ramiona swoją bluzę.
-Dziękuję. - wysiliłaś się na delikatny uśmiech i usiadłaś na schodkach.
-Dlaczego pojechał? Nie chciał zostać?
-Musiał jechać. - westchnęłaś. - Nie chciałam, aby zaniedbywał przeze mnie swoją pracę. Musi trenować.
-Trenować? - zmarszczył brwi i usiadł obok Ciebie.
-Jest siatkarzem. - uśmiechnęłaś się nieznacznie, a on się zaśmiał.
-Widzę, że wzięło Cię na sportowca siostra. - szturchnął Cię ramieniem, a Ty delikatnie go odepchnęłaś.
-Lepiej opowiadaj co tam u Ciebie, młody. - zaśmiałaś się, a on nieco spoważniał. - Co jest?
- W sumie to u mnie nic się nie dzieje. - westchnął. - Żona została w hotelu, nie chciała tutaj przyjechać.
-Widzę, że przeszła Ci miłość do Elwiry. - wytknęłaś w jego stronę język, ale po chwili również spoważniałaś. - Dlaczego nie chciała przyjechać?
-A jak myślisz? Przecież wszystkie problemy są przez matkę. Nie potrafi jej zaakceptować.
-Jak to? Dlaczego?
-Bo przecież ona znalazłaby mi kogoś lepszego, a nie pannę z dzieckiem. - westchnął.
-Czyli masz dziecko? - uniosłaś kąciku ust ku górze. - No, no, no, braciszku. tylko pogratulować.
-Poznałem ją kiedy studiowałem. Chłopak ją zostawił kiedy zaszła w ciąże, a nasze drogi jakoś tak się spotkały. - wzruszył ramionami.
-Jesteś szczęśliwy z nią? - spojrzałaś na niego, a on tylko kiwnął twierdząco głową. - Więc olej zdanie matki. Dobrze wiesz jakie ona ma podejście do wszystkiego. Ona wszystko wie lepiej, tylko szkoda, że nie wie tego wszystkiego jeżeli chodzi o jej dzieci.
-Kochani, chodźcie na kolację. - Waszą rozmowę przerwała ciotka.
Weszliście do domu i usiedliście w jadalni przy stole. Ucieszyłaś się, bo zrobiła Wasze ulubione naleśniki z dżemem i sosem czekoladowym. Może i bomba kaloryczna, ale nie przejmowałaś się tym. Przecież byłaś w domu i miałaś przy sobie Filipa, którego tak cholernie Ci brakowało. Cieszyłaś się tym i żyłaś tą chwilą. Nie martwiłaś się jutrem, bo przecież wiedziałaś, że Filip jutro też będzie w domu i z tego się cieszyłaś. Mogłaś nadrobić te wszystkie stracone chwile, bo tego Ci cholernie brakowało. Podziękowaliście ciotce za kolację i wyszliście. Chciałaś jej pomóc zmywać, ale nie chciała Was tym męczyć. Pożegnałaś się z Filipem i odprowadziłaś go do drzwi, a kiedy wyszedł sama udałaś się do swojego pokoju. Sięgnęłaś po telefon i napisałaś krótkie "Dobranoc" do Paula. Na odpowiedź nie musiałaś długo czekać. Już po kilku sekundach życzył Ci dobrej nocy. Uśmiechnęłaś się do ekranu, wzięłaś szybki prysznic i położyłaś się spać.





~*~

Rozdział w ogóle niepotrzebny tutaj. Jednak musiałam coś dodać, przecież nie mogłam tak tego zostawić, czy coś tam. ;). Akurat ten jest typu "jestem, ale równie dobrze mogłoby mnie nie być". Pierwszy taki tutaj, a do tego strasznie krótki. Cóż.. Tak jakoś wyszło. 
Wróciłam do szkoły i niestety już mój wolny czas się skończył. Co jak co, postaram się raz w tygodniu coś tutaj dodać i wydaje mi się, że będzie to co tydzień w sobotę. :)


Pozdrawiam serdecznie, inaccessiblegirl